Na Boże Narodzenie 2014 w marketach był wysyp różnych quadrocopterów. Jedną z sieci była Biedronka, która w ofercie miała dwa modele - większy i mniejszy. Ten drugi, wyglądający jak Hubsan X4 H107L, jest tematem poniższej recenzji. Czy będąc o ponad połowę tańszy od pierwowzoru jest w stanie mu dorównać ?
W pudełku
Model zapakowany jest w relatywnie duże pudełko, które przez przeźroczystą folię dobrze go eksponuje.
Zestaw oprócz quadrocoptera, jak zawsze składa się z aparatury, wzorem Symy podobnej do kontrolera od Xboxa; ładowarki USB; zapasowego kompletu śmigieł oraz klucza do nich. Ten ostatni pozytywnie zaskakuje, bo oryginał takowego nie posiadał. W recenzji o Hubsanie H107L pisałem, że producent mógł go dołączyć i w tym modelu się doczekałem. Duży plus, bo zdejmowanie śmigieł nie jest w tym modelu aż tak proste. Właściciele Hubsana również powinni być zadowoleni, ponieważ rzeczony klucz pasuje do wszystkich modeli serii H107. Warto też wspomnieć, że quadrocopter z Biedronki ma od razu założoną osłonę na śmigła, która jest lekka, ale dość gruba, zapewniając moim zdaniem lepszą ochronę, niż pierwowzór.
Ładowarka USB ma jak zawsze wbudowaną czerwoną diodę, która zapala się podczas ładowania i gaśnie, kiedy zostanie ono zakończone.
Dołączona instrukcja jest oczywiście w języku polskim i jest wystarczająco czytelna, żeby rozpocząć przygodę z quadrocopterem. Podaje niezbędne informacje, a jej tłumaczeniu jest wykonane porządnie. W stosunku do książeczek dołączanych do modeli z Chin, które są napisane w "chinglish", czyli bardzo łamanej angielszczyźnie.
Budowa quadrocoptera
Model z Biedronki kopiuje dość wiernie wygląd oryginalnego Hubsana H107L, ale w wersji 1, która już nie jest produkowana. Po bliższym przyjrzeniu się można jednak dostrzec, że quadrocopter nie w każdym aspekcie jest identyczny z pierwowzorem. Ze względu jednak na sporo cech wspólnych, omówię zabawkę z Biedronki porównując ją z H107L v2, który już wcześniej opisałem (http://4smigla.pl/recenzja-hubsan-h107l/).
Po pierwsze obie połowy obudowy - górna i dolna - połączone są na sztywno całym kompletem miniaturowych śrubek, których tutaj naliczyłem 11, podczas gdy Hubsan miał 3. Dodatkowo, ramiona tego ostatniego charakterystycznie rozłączały się podczas upadku, zaś w modelu z Biedronki cała siła uderzenia skupi się na osłonie śmigieł i szywnej obudowie, która elastycznych połączeń nie posiada. Nie udało mi się połamać żadnego z obu modeli, ale zakładam, że H107L zniósłby więcej. Dodatkowo rozbieranie oryginału jest zwyczajnie szybsze i prostsze. Jak udało mi się sprawdzić, już wersja pierwsza H107L miała ramiona łączone "na klik", więc kopia różni się tym od pierwowzoru. W zamian model z Biedronki nawet z osłoną na śmigła zdaje się odrobinę lżejszy i bardziej sprężysty, co pozytywnie przełoży się na jego wytrzymałość.
Kolejną różnicą jest brak diod na końcach ramion. Jedyne oświetlenie mieści się w przedniej części quadrocoptera. Jak łatwo się domyślić nie wystarczy ono, żeby latać modelem po zmroku. Słabe niebieskie światełko nadaje się do tego, żeby ocenić gdzie znajduje się przód quadrocoptera, ale to trochę za mało, by nie stracić orientacji. O ile Hubsan w nocy prezentował się doskonale i był wzorem do naśladowania o tyle model z Biedronki jest w tej sytuacji nie do użytku. A szkoda.
Śmigła okazały się nieco inne, niż orygialnie stosowane w H107L. Te od modelu z Biedronki mają nieco większą średnicę. Z tej racji, w przypadku wykorzystania śmigieł od Hubsana trzeba będzie zmienić wszystkie 4 na raz, żeby zapobiec dziwnym problemów z lotem. Nie próbowałem, ale zakładam, że siła nośna może się różnić między obydwoma modelami, co przeniesie się na niestabilność lotu i znoszenie w jedną ze stron.
Ostatni detal, który różni oba quadrocoptery to brak gumowych nóżek do lądowania. Hubsan dzięki nim bardziej miękko siadał na ziemi i zabezpieczały one dodatkowo od dołu silniki. Biedronkowy odpowiednik ma tylko plastikowe mocowanie. Jest ono bardziej podatne na warunki zewnętrzne, bo przewody od silników są odsłonięte, ale także na pęknięcia, bo model nie ma żadnej amortyzacji podczas siadania. To właśnie jedna z rzeczy, które zostały poprawione w Hubsanie H107L v2 w stosunku do poprzedniej wersji.
Pozytywnie zaskoczyła mnie osłona śmigieł. Grubsza niż w oryginalnym modelu, wydaje się lepiej dopasowana do wagi quadrocoptera. Kolizje z obiektami w domu są mniej szkodliwe dla śmigieł, a sama osłona dzielnie zniosła upadki i uderzenia bez ani jednego pęknięcia. Uczeń przegonił mistrza.
Bateria ma pojemność 300 mAh i jest to drobne odstępstwo od oryginalnego Hubsana, który miał 280. Z drugiej strony gabaryty są niemalże identyczne, więc posiadacze oryginału mogą spokojnie wykorzystać zarówno oryginalne ogniwo, jak też większe - od H107C/D, o pojemności 380 mAh.
Quadrocopter ma również to samo złącze baterii, co oryginalny Hubsan.
Wyczerpywanie się baterii (LVC) jest sygnalizowane poprzez miganie przednimi diodami - "oczami" modelu. Nie jest ono do końca klarowne, ale quadrocopter uczciwie nas informuje, że "paliwo" się kończy, dając nam szansę na sprowadzenie go blisko siebie. Nie następuje częściowe odcięcie mocy, co oczywiście jest jak najbardziej na plus !
Budowa wewnętrzna
Rozebranie modelu wymaga rozkręcenia wszystkich, wspomnianych już, 11 śrubek, które łączą obie części obudowy. Po jej zdjęciu zauważamy skrajną wręcz prostotę konstrukcji wewnętrznej. Położona centralnie płytka ma luźno biegnące do silników przewody. W Hubsanie były one wplecione wewnątrz ramion i odpowiednio trzymane. Tutaj należy więc tym bardziej uważać składając model z powrotem, ponieważ łatwo jest przytrzasnąć obudową luźno biegnące kabelki.
Porównanie silników pomiędzy Hubsanem H107L, a modelem z Biedronki pokazuje, że te pierwsze mają o milimetr krótsze ośki, ale ponadto niczym się nie różnią. Śmigła mogą więc nie trzymać się tak dokładnie, jak w przypadku oryginalnej części, ale można spokojnie je podmienić.
W przypadku uszkodzenia obudowy można łatwo przełożyć wszystkie elementy do oryginalnej od Hubsana H107L. Będzie to jednak wymagało wylutowania wszystkich silników, ponieważ w pierwowzorze są one prowadzone wewnątrz ramienia i montowane w pierwszej kolejności. Jeżeli ktoś jest jednak sprawny w operowaniu lutownicą, zabieg jest całkowicie bezpieczny, ponieważ pola lutownicze są odpowiednio duże i łatwo dostępne.
Tak wygląda zestawienie obu obudów.
Aparatura
Kontroler XBoxa inspirował najwyraźniej również twórców aparatury od modelu z Biedronki. Dwa symetrycznie położone manipulatory mają płaskie końcówki dając oparcie kciukom, ale nie przypadną do gustu osobom, które trzymają gałki poprzez "szczypnięcie". W Symie X12 były one dodatkowo pokryte gumą - tutaj mamy "goły" plastik z delikatnymi wypustkami. Osobiście wolałem pierwsze rozwiązanie, ale kciuki się specjalnie nie ślizgają, więc nie mogę narzekać.
Przyciski do trymowania przypominają czterokierunkowy d-pad znany z kontrolerów konsolowych. Znajduje się on po prawej stronie. Przyciski z lewej zmieniają natomiast tryb lotu - wolny (S) lub szybki (H). Pośrodku mamy dodatkowy guzik, zmieniający tryb aparatury z Mode 2 na 4 i odwrotnie. Oznacza to, że zamienia miejscami tylko obrót modelu z wychyleniem lewo/prawo. W mode 2 prawy manipulator odpowiada za lot przód/tył, lewo/prawo. Lewy to gaz (wznoszenie) i obrót wokół osi pionowej. Mode 4 pozwala na lewym drążku mieć gaz i wychylenie lewo/prawo, zaś na prawym lot przód/tył i obrót. Osobiście nie jestem przekonany, czy przycisk zmiany trybów był niezbędnie konieczny, bo większość modeli go nie posiada i stosuje po prostu Mode 2 bez pytania, ale jeśli ktoś korzystał z profesjonalnej aparatury to wie, że można tam wybrać każdy z 4 trybów. Miły ukłon w stronę osób, które latały na niestandardowym kontrolerze.
Z przodu kontrolera znajdziemy dwa przyciski, oba służące do wykonywania "beczek". Lewy wykona automatycznie przewrót w przód po jego naciśnięciu. Prawy z kolei działa już tak jak w pozostałych modelach. Należy go przycisnąć, a następnie pchnąć prawy drążek w określonym kierunku, w którym chcemy wykonać ewolucję.
Sam kontroler wymaga 4 baterii AA, które powodują, że ma on odpowiednią masę i pewnie leży w rękach. Manipulatory pracują płynnie, bez większego oporu i zapewniają dokładną kontrolę modelu. Sterowanie jest całkowicie proporcjonalne i spolegliwe. Nie można też zarzucić wiele zasięgowi aparatury - ani razu nie straciłem kontroli nad modelem, latając tak daleko, jak Hubsanem. Tutaj także na plus.
Oczywiście brak wyświetlacza przekreśla wszelkiej maści konfigurację, taką jak omawiana w H107L, ale to był raczej pozytywny wyjątek niż reguła.
Charakterystyka lotu
Model bardzo sprawnie wstaje z ziemi, więc silniki maja wystarczający zapas mocy. Zawis jest także niezmiernie stabilny, więc ucieszy to z pewnością początkujących pilotów. Również z myślą o nich, w trybie wolnym lot jest spokojny - quadrocopter wychyla się w małym stopniu. Obrót wokół własnej osi (yaw rate) jest również ospały i ten do latania we wnętrzach sprawdza się już tylko umiarkowanie. Wolałbym szybciej, ale od biedy wystarczy. Zmienia się on nieco w trybie high (H), ale jak na pozostałe parametry lotu wciąż niewystarczająco. Ten ostatni przypomina bardziej Hubsana na 50% jego możliwości, więc nieco rozczarowuje. Z drugiej strony brak oświetlenia zewnętrznego i tak wyklucza przesadne oddalanie się od sterującego, więc może i nie ma konieczności rozwijania zawrotnych prędkości.
Chciałbym natomiast podkreślić, że w ramach swojej dynamiki lotu, quadrocopter bardzo płynnie i dokładnie reaguje na sygnał płynący z aparatury. Mimo, iż lata wolniej niż Hubsan, jest dokładniejszy w sterowaniu i nie trzeba w nim wprowadzać tak silnej korekty gazem. Ze względu na mniejsze wychylenia nie traci on tak wysokości podczas manewrów. Należy jednak pamiętać, że lot na dworze jest możliwy tylko przy bezwietrznej pogodzie lub lekkim powiewie. Silniejszy wiatr po prostu zabierze model, ponieważ nie będzie on w stanie lecieć tak szybko, żeby sobie z nim poradzić.
Latanie w domu także jest możliwe, choć model ma już dość spore gabaryty, jak na zabawę w czterech ścianach. Jeżeli jednak mamy relatywnie duże pomieszczenie to śmiało można go uruchomić. Model ten też dobrze sprawdzi się do lotów z przeszkodami, ponieważ dobra aparatura daje możliwość precyzyjnego manewrowania. Osłona śmigieł zaś uchroni nas przed konsekwencjami większości błędów w pilotażu.
Wszystkie flipy (beczki) wykonywane są nad wyraz dobrze. Quadrocopter sprawdza się w nich lepiej niż Hubsan prawdopodobnie dzięki osobnemu przyciskowi do ich uruchamiania. Utrata wysokości nie jest znaczącą, a osłona nie zdaje się specjalnie przeszkadzać. Efekt jest niezły i z pewnością zrobi wrażenie na obserwatorach.
Podsumowanie
Quadrocopter z Biedronki to model dobry. Widać, że jest on przeznaczony dla początkujących i za uczciwą cenę (89 zł) spełni ich wymagania. Charakterystyka lotu może nie powala, ale na swoje możliwości model jest bardzo przewidywalny w locie i niezwykle stabilny. Dwa tryby dodają nieco dynamiki, ale znając możliwości Hubsana - można było więcej. Model jest bardzo dobry do domu, choć jego waga powoduje, że może wyrządzić pewne szkody. Sam zdaje się dość "twardy", głównie dzięki osłonie na śmigła, która jest trwalsza niż w oryginalnym Hubsanie. Na dworze, w bezwietrzną pogodę daje też sporo zabawy i trudno narzekać na jego charakterystykę lotu.
Brak oświetlenia, gumowych nóżek i całkowicie sztywna obudowa wyjaśniają skąd wzięła się niska cena. Quadrocopter nie da rady przy silniejszym wietrze, z którym jeszcze radził sobie jego pierwowzór, jak również nie nada się do zabaw po zmroku.
Aparatura sprawdza się bardzo dobrze i trudno jej wiele zarzucić. Nie jest tak wyszukana, jak ta w Hubsanie, ale w zamian ma przycisk do flipów.
Producent pamięta o dodatkowych śmigłach i dołącza do nich klucz, natomiast nie zapewnia części zamiennych. Trzeba dokupować te od oryginalnego Hubsana, ale przynajmniej w miarę pasują i są łatwo dostępne, bo ten ostatni jest popularnym modelem.
Do nauki latania i zabaw w domu - polecam. Dla tych, którzy wolą "poszaleć" na zewnątrz - lepiej dołożyć drugie tyle i kupić oryginalnego Hubsana.
Ocena 4Śmigła.pl: 3.5 / 5
Warto wiedzieć
Quadrocopter nie posiada osobnej kalibracji akcelerometru. Należy go położyć na płaskiej powierzchni po podłączeniu zasilania, a przed bindowaniem z aparaturą.
Po silniejszych upadkach model również może stracić pion i uciekać niekontrolowanie w którymś z kierunków. Dlatego też po każdym "rozbiciu" należy położyć go płasko i poczekać ze 2 sekundy, aż akcelerometr się ponownie skalibruje. Jest to praktyka, która powtarza się w większości modeli.