"Ooo, patrz Tato - jaka wielka pszczoła !". Takimi słowami przechodzące dziecko podsumowało quadrocopter Overmax Xbee Drone 3.5, który właśnie miałem w powietrzu. Inne z kolei (modele RC przyciągają uwagę) były na tyle cwane, że domyśliły się, że urządzenie ma kamerkę i podgląd jej obrazu na smartfonie. Jak się więc już domyślacie, Xbee 3.5 będące kolejnym, po Xbee 3.1, quadrocopterem, doczekało się wielu zmian w stosunku do swojego starszego brata. Nowy kadłub i kamera z Wi-Fi to tylko niektóre z nich. Zapraszam do recenzji !
Model udostępniony do testów przez firmę Overmax. Serdecznie dziękuję !
W pudełku
Opakowanie w stosunku do Xbee 3.1 zmieniło się pod jednym zasadniczym względem. Dodano przeźroczystą folię z przodu pudełka, przez którą widać quadrocopter, który kupujemy. Ponownie całość wygląda ciekawie, a spójna kolorystyka - biały karton z zółtym akcentem - powoduje, że ci którzy widzieli wcześniejsze modele od razu rozpoznają producenta.
Zawartość pudełka jest jak zawsze bogata, do czego akurat producent już zdążył nas przyzwyczaić. Ponownie otrzymujemy 2 pełne zestawy śmigieł (8 sztuk) i osłony na nie, 3 baterie, 2 ładowarki do gniazdka 230V (nie USB !), uchwyt do smartfona, śrubki do osłon i podwozia, przewód do kamery oraz mały śrubokręt.
Każda z baterii ma pojemność 750 mAh i jest jednocelowa (1S - 3.7V). Przewód zakończony jest wtykiem microJST, który powszechnie spotkamy zarówno w quadrocopterach Overmax, jak i innych, takich jak Syma. Jeśli bateria będzie podobnych rozmiarów to bez problemu możemy jej użyć w tym quadrocopterze, jak i tą od XBee przenieść do innego modelu. Ogniwo wystarcza urządzeniu od Overmax na maksymalnie 5 minut lotu, jeśli podłączymy kamerę Wi-Fi. Ostrzeżenie o niskim stanie baterii jak zawsze pokazują migające diody na całym modelu. Dostajemy około pół minuty na posadzenie go bezpiecznie na ziemi. Niestety ze względu na słabe oświetlenie, w ciągu dnia trudno nam będzie dostrzec, że bateria jest na wyczerpaniu.
Uchwyt na smartfona składa się z obejmy z przegubem kulowym, którą mocujemy na antenie aparatury oraz "szczęki", która trzyma sam telefon. Ta ostatnia część jest na sprężynie, więc dopasowuje się do rozmiaru naszego aparatu. 5 calowy smartfon zmieścił się jeszcze z zapasem, także elastyczność jest dość spora. Urządzenie montujemy w poziomie, a zgrubny pomiar pokazuje, że uchwyt złapie wszystko o szerokości od 4.5 do 8.5 cm.
W zestawie znajdziemy także przewód od kamery, który pozwoli podłączyć sprzęt do nagrywania od poprzedniego modelu, czyli XBee 3.1 lub innego z takim samym przewodem. Testowany przeze mnie quadrocopter ma dwa gniazda na kamerę - jedno dla tej z Wi-Fi, która jest w zestawie, a drugie dla standardowej, która służy tylko do nagrywania.
Parę słów należy się także polskiej instrukcji, która jest naprawdę przyzwoita. Zwraca uwagę choćby na właściwe zakładanie śmigieł, co chyba jest najczęstszym problemem z quadrocopterami. Początkującym powinna ona trochę wyjaśnić i ułatwić pierwszy kontakt z latającym modelem.
Budowa
Podobno o gustach się nie dyskutuje, więc powiem tylko, że Xbee 3.5 wygląda inaczej, niż modele, które dotychczas testowałem. Zależnie od interpretacji wygląda, jak przerośnięta pszczoła albo tygrysek z Kubusia Puchatka. Grube ramiona i masywne ich końcówki powodują, że nie jest to linia, która wzbudza nadmierne zainteresowanie. Mnie osobiście ten akurat quadrocopter Overmax zdaje się nieco zbyt "pękaty", a linia zamiast smukłej zdaje się ciężka.
Patrząc z przodu widzimy błyszczący plastik, który schodzi ze szczytu kadłuba obejmując cały przód. Z tej perspektywy model wygląda bardziej jak robot i gdyby nie pomarańczowy kolor i prążki, może podobałby mi się bardziej. Być może jednak design trafi do tych, którzy napatrzyli się już na czarne i białe modele, o relatywnie ostrej linii, ponieważ ten model to zdecydowanie coś innego.
Overmax XBee 3.5 ma zupełnie standardowy zestaw śmigieł, wielkościowo nie różniący się od tych z innych modeli w tej klasie. Trzeba tylko pamiętać, że są one przykręcane z boku, a nie od góry. Wszystkie śmigła mają jeden i ten sam kolor - czarny. Z jednej strony współgra to z paletą kolorystyczną, ale w powietrzu sprawuje się już gorzej. Za dnia trudno się zorientować, w którym kierunku zwrócony jest model. Trochę w tym pomagają diody, o których będę mówił za chwilę, ale wciąż nie rozwiązuje to problemu.
Jak już wspomniałem, śmigła mocujemy przy pomocy śrubki wkręconej w poprzek wału ("wirnika", jak podaje producent). Daje to pewne i stabilne ich mocowanie i gwarantuje, że nie będą się ślizgać. Osobiście wolę chyba to rozwiązanie ponad wkręcanie śrub od góry piasty. Na końcu ramienia znajdują się 3 otwory, w których mocujemy osłonę śmigieł. Zabezpieczamy całość śrubką wkręcaną w środkowy otwór. Sama osłona jest bardzo sztywna, co powoduje, że skuteczniej, niż ta od XBee 3.1 zabezpiecza śmigła przed uszkodzeniami, ale zapewne również jest bardziej krucha. Nie próbowałem celowo sprawdzać, jak wiele wytrzyma, ale lekka kolizja ze ścianą powoduje, że quadrocopter odbija się i jest w stanie lecieć dalej. Nieco mocniejsze uderzenie sprowadza go na ziemię, ale sztywność osłony powoduje, że śmigło pozostaje w zasadzie nietknięte. Werdykt jest taki, że osłony są dość solidne i skutecznie chronią śmigła, ale jeśli nie macie zupełnie pojęcia o lataniu to istnieje dość duża szansa, że będziecie musieli kupić przynajmniej jeden dodatkowy komplet.
Silnik zamocowany jest ośką do dołu, jak w każdym modelu z przekładnią. Od góry chroniony jest plastikową osłonką, która jest integralną częścią ramienia.
Na tylnej ściance quadrocoptera znajduje się wyłącznik, który bardzo upraszcza uruchamianie quadrocoptera. W porównaniu z XBee 3.1 tak zgrabne zintegrowanie go z tyłu obudowy jest krokiem w przód. Sam włącznik jest nieco mniejszy, więc nie rzuca się mocno w oczy.
Spód quadrocoptera również wydaje się bardzo uporządkowany. Gładkie ramiona kadłuba wpisują się w linię wierzchniej części - śą równie obłe. Od spodu widzimy także większą i szerszą kamerkę, która wyposażona jest w moduł Wi-Fi oraz plastikowe płozy, które stanowią podwozie.
Przekładnia jest w tym modelu całkowicie odkryta, więc tym bardziej trzeba uważać, żeby nic się nie dostało między koła zębate. Trochę dziwi mnie odejście od osłony, którą montowano w XBee 3.1, ponieważ chroniła ona przynajmniej częściowo tą akurat część modelu. W przypadku lądowania w trawie, koło zębate pozostaje zupełnie niezabezpieczone. Dodatkowo na ramionach nie ma żadnych wypustek, na których mógłby się oprzeć model - pozostaje tylko podwozie, które samo w sobie jest dość niskie.
Oświetlenie modelu zrealizowano poprzez plastikowe płytki jednolitej barwy pod którymi schowano po dwie diody. Z przodu zastosowano kolor czerwony, z tyłu zielony, czyli zgodnie z tym, jak to robi większość producentów i zupełnie niezgodnie z intuicją. Na szczęście nie jest to największy problem. W odróżnieniu od XBee 3.1 tutaj nie ma żadnych dodatkowych otworów w kadłubie, przez które możnaby zobaczyć światło diod. A właściwie są - widoczne na zdjęciu poniżej, jednak ze względu na zupełnie inne rozwiązanie w zakresie oświetlenia, nie wydostaje się ono przez wzpomniane otwory. Prawdopodobnie pełnią one jedynie funckję wentylacyjną, bądź estetyczną, a szkoda.
Oświetlenie quadrocoptera daje się zobaczyć wyłącznie od spodu i tylko po ciemku. Za dnia określenie orientacji jest dość trudne ze względu na jednolity kolor śmigieł i niewyraźnie świecące diody. W nocy sytuacja jest o niebo lepsza i modelem można bez większych trudności sterować. Kłopot pojawia się, gdy znajduje się on na wysokości oczu, ponieważ wtedy plastikowe płytki, które widzimy od spodu, ustawione są do nas pod kątem prostym i stają się dużo trudniejsze do dostrzeżenia.
Sytuację po części ratuje dodanie dwóch diod, które świecą na pomarańczowo i znajdują się z przodu modelu. W nocy daje się je zauważyć, aczkolwiek nie jestem przekonany, czy sprytne schowanie ich pod obudową było słuszną decyzją. Faktycznie, ze względów estetycznych jest to uzasadnione, ale w zamian ich światło jest przepuszczane przez plastik tylko częściowo, więc po zmroku są one tylko umiarkowanie dobrze widoczne.
Z pewnością XBee 3.5 to zwycięstwo designu nad funkcjonalnością, także tym, którzy szukają quadrocoptera o ciekawym wyglądzie z pewnością rozwiązania powinny się spodobać.
Podwozie składa się z dwóch płoz, które są dość niskie, choć oczywiście wystarczające, aby uchronić kamerę przed kontaktem z ziemią.
W moim modelu było ono od razu zamocowane i zabezpieczone przy pomocy dwóch śrubek, które wkręca się w spód kadłuba. Samą płozę wpierw montujemy na ścisk, a wkręt tylko zabezpiecza je przed wypadnięciem.
W przeciwieństwie do osłon na śmigła, podwozie wykonano z miękkiego i dość elastycznego plastiku. Rozumiem, że miało to zwiększyć jego wytrzymałość na "naukę latania", ale w moim przekonaniu jest ono wciąż za miękkie. Z drugiej strony w stosunku do XBee 3.1 jest ono niższe i szersze, więc w konsekwencji sprawdza się przyzwoicie i jest bardziej stabilne.
Baterię podobnie jak w poprzednim modelu znajdziemy pod klapką, do której przymocowano kamerę. Ogniwo wsuwamy w odpowiedni koszyk wewnątrz obudowy i trzyma się ona tam bardzo dobrze. Gniazdo microJST do podłączenia ogniwa znajduje się oczywiście w środku obudowy i bardzo wygodnie podpina się do niego baterię. Zamykając klapkę trzeba tylko pamiętać, żeby odpowiednio ułożyć przewód, aby go nie uszkodzić podczas zamykania. Ona sama domyka się nieco ciężko, ale tutaj akurat między XBee 3.1, a 3.5 nie było zmian.
Ogniwo od XBee ma pojemność 750 mAh. Niemała, jak na tej wielkości quadrocopter. Jednocześnie czas lotu przy włączonej kamerze Wi-Fi zamyka się w 5 minutach maksimum. Pamiętając to, do czego przyzwyczaił nas XBee 3.1 jest to wynik, który w tej klasie quadrocopterów jest raczej rozczarowujący. Jak łatwo policzyć, na 3 bateriach czeka nas około kwadransa zabawy.
Dwie ładowarki, które otrzymujemy w zestawie, są podłączane do gniazdka. Ich napięcie wyjściowe wynosi 4.3V, podczas gdy prąd - 800 mA. Proste wyliczenie pozwala ocenić, że ładowanie baterii powinno trwać około godziny, ale w praktyce potrzeba około 1.5. Instrukcja podaje z kolei, że całość zajmuje nawet 150 minut, co jest czasem wyjątkowo długim zważywszy na to, że bezpieczny prąd ładowania dla baterii Li-Po to 1C, czyli taki, ile wynosi pojemność (tutaj 750 mA, bo ogniwo ma 750 mAh). Urządzenie sygnalizuje ten proces poprzez wbudowaną w nie diodę. Podczas ładowania świeci ona na czerwono, żeby po zakończeniu przejść przez barwę pomarańczową, aż do zielonej.
Budowa wewnętrzna
Przyznam Wam szczerze, że rozbieranie XBee 3.5 może przyprawić o siwiznę. Do odkręcenia mamy razem 29 śrubek - tyle naliczyłem. Na szczęście dołączony śrubokręt sprawdza się przyzwoicie i całą operację możemy wykonać tylko tym jednym narzędziem.
Po rozkręceniu całej obudowy czekała mnie pierwsza niespodzianka. Górna część kadłuba tak naprawdę składa się z elementu centralnego i mniejszych, kryjących końcówki ramion i przekładnię. Przy odpowiedniej dostępności części zamiennych taka modularność może okazać się całkiem zasadna.
Sama przekładnia wykonana jest też bardzo porządnie. Całość zamocowana jest w jednym, plastikowym stelażu, który jest demontowalny. Jednocześnie można z niego wyjąć poszczególne części i również je wymienić.
W XBee 3.5 zastosowano łożyska ślizgowe, na których pracuje główna oś (z dużym kołem zębatym i śmigłem na końcu). Całość została przez producenta nasmarowana i faktycznie pracuje bez zarzutu.
Silnik szczotkowy używany w XBee 3.5 ma długość 25 mm (z ośką i kółkiem zębatym), natomiast sam korpus - 20 mm. Na szerokość ma natomiast 8.5 mm, czyli tyle ile jednostki napędowe od Hubsana H107C. U góry obudowy widać natomiast tylko 2 otwory, gdzie spodziewałbym się 4. Z tego powodu nie jestem w stanie stwierdzić, czy w zastępstwie oryginalnego silinika dałoby się użyć jednostki napędowej od Hubsana.
Jak się okazuje, czarny plastik, który przykrywa centalną część kadłuba jest również demontowalny. Trzyma go tylko jedna śrubka od dołu, w przedniej części. Delikatne wypięcie zatrzasków da nam dostęp do kontrolera lotu.
Zatrzaski o których wspominałem widać na zdjęciu poniżej.
Centralna część kadłuba zachodzi lekko na te, które przykrywają przekładnię. Śrubki, które wkręcamy w ramiona przechodzą przez oba te elementy trzymając je razem.
Kontroler lotu uległ zmianom w stosunku do poprzedniego modelu. Oprócz obsługi dwóch typów kamer, co z pewnością wymusiło zmianę projektu, jest on również gęściej "upakowany". W miejscach gniazd na przewody od silników znajdziemy wyłącznie punkty lutownicze. Wymiana jednostki napędowej będzie więc od nas tym razem wymagała użycia lutownicy. Ponadto ponownie odbiornik radiowy został umieszczony, jako dodatkowy, pionowy element PCB, podobnie jak miało to miejsce w XBee 3.1. Tutaj ze względu na dość gęste umiejscowienie wszystkich pozostałych komponentów elektronicznych jest to tym bardziej uzasadnione.
Przednie diody zostały wklejone na klej na gorąco, ale jest to jedyne miejsce, w którym takowy został użyty. Dobrze świadczy to o jakości quadrocoptera. Same diody świecą na biało i dopiero widoczne spod czarnej osłony wyglądają jak pomarańczowe (!).
Przewody biegnące między silnikami i diodami, a kontrolerem lotu są puszczone luźno wewnątrz ramion. Jednocześnie zostały one skręcone ze sobą, co powoduje, że się nie plączą i podczas składania quadrocoptera trudniej jest je przyciąć, co oczywiście jest plusem.
Diody zastosowane w oświetleniu ramion mają ten sam kolor, co plastik, który je otacza. Tym razem zastosowano mniejszy i solidniejszy montaż powierzchniowy, w stosunku do elementów przewlekanych, które widzieliśmy w XBee 3.1. Dużo trudniej byłoby je wymienić, ale też trwałość takiego rozwiązania powinna być wyższa, bo nie mamy luźno wiszących przewodów przylutowanych bezpośrednio do nóżek diody.
Gniazdo microJST od baterii osadzone jest solidnie. Wyłacznik natomiast wsunięty jest w odpowiednie wyżłobienie, ale podczas demontażu łatwo może wypaść, więc trzeba uważać, żeby go nie wyrwać, bo trzyma się tylko na zlutowanych z nim przewodach.
Kamera
Xbee 3.5 ma kamerę, która pozwala na przesyłanie obrazu przez Wi-Fi wprost na ekran smartfona. Ma ona w założeniu służyć do zapewniania podglądu tego, co chcielibyśmy nagrywać, bądź też pozwalać nam na latanie na podstawie tego, co "widzi" quadrocopter, czyli to co nazywamy FPV.
Kamera jest płaska i dość duża, ale bez problemu mieści się na klapce baterii pod kadłubem. Możemy do pewnego stopnia regulować jej kąt nachylenia w zakresie około 30 stopni. Nie jest to typowy szerokokątny obiektyw, ale nieco większy, niż stosowany w XBee 3.1. Jest to kompromis między zastosowaniem kamery do sterowania (FPV) i nagrywania.
Kamera ma również wyprowadzoną krótką antenę, która przyczepiona jest wzdłuż obudowy. Z racji tego, że jest ona dookólna, najlepszy sygnał uzyskamy mając model nad nami (na dużej wysokości), niż płasko nad ziemią. W celu uzyskania lepszej propagacji wzdłuż modelu najlepiej będzie ją wypiąć i przytwierdzić pionowo.
Quadrocopter ma dwa złącza do kamery. Jedno z nich dostosowane jest do modelu FPV, który otrzymujemy w zestawie. Drugie pozwala podłączyć zwykłą kamerę stosowaną w XBee 3.1 i wielu innych modelach. Oba gniazda mają inny kształt, żeby nie udało nam się przypadkiem podłączyć urządzenia odwrotnie, co oczywiście dobrze świadczy o projektantach.
Aby skorzystać z dobrodziejstw kamery Wystarczy ściągnąć aplikację ze Sklepu Play (Android), bądź Apple iTunes App Store (iPhone). W instrukcji znajdziemy zarówno kod QR z odnośnikiem, jak i sam link. Aplikacja nazywa się "Helicute FPV" i jest szeroko używana przez wielu producentóœ, nie tylko Overmax. Ja akurat skorzystałem z QR Droida, żeby pobrać wersję dla Androida. Testy przeprowadzałem na Samsungu Galaxy S4.
Pierwsze chwile z aplikacją nieco mnie zaskoczyły...
Okazało się, że byłem podłączony do mojej sieci Wi-Fi, a nikt nie zabezpieczył programu przed tak nietypowym działaniem. Tym razem zgodnie z procedurami włączyłem quadrocopter i najpierw podłączyłem się do utworzonej przez niego sieci Wi-Fi. Po tym mogłem już spokojnie uruchomić aplikację. Co ciekawe problem nie wystąpił, gdy byłem połączony z jeszcze inną siecią i program zgodnie z oczekiwaniem wyświetlił mi zastępczy obrazek i pokazał informację, że jestem połączony z nieprawidłowym punktem dostępowym. Chyba miałem po prostu pecha.
Nie jestem fanem czytania instrukcji, ale na potrzeby recenzji musiałem się zorientować, jakie funkcje oferuje aplikacja, a jest ich całkiem sporo. Już pierwsza strona opisu działania programu sugeruje, żeby najpierw podłączyć się do sieci Wi-Fi quadrocoptera, a dopiero potem wybrać opcję "Play". Cóż, moja nadgorliwość okazała się zgubna. Z drugiej strony jako programista mam obowiązek wspomnieć, że aplikacja nie ma prawa "wywalać się" w ten sposób, a powinna grzecznie nas poinformować, że nie jest połączona z odpowiednią siecią. Punkt dostępowy utworzony przez kamerę w quadrocopterze nazywa się oczywiście "Helicute FPV_xxxxxx", gdzie 'xxxxxx' to sześcioznakowy ciąg, który jest unikalny dla każdego modelu. Oznacza to, że nie licząc interferencji na samej częstotliwości 2.4 GHz, parę modeli z kamerą Wi-Fi na pokładzie może latać równolegle.
Druga strona instrukcji pokazuje z kolei wszystkie funkcje, które będziemy mieć na głównym ekranie. Rząd ikon umieszczony u góry to odpowiednio:
- Zrobienie zdjęcia
- Włączenie/wyłączenie nagrywania
- Zapisane nagrania / zdjęcia
- Tryb lotu: 30% / 60% / 100%
- Sterowanie przy pomocy akcelerometru wbudowanego w smartfon
- Ukrycie interfejsu sterowania ze smartfona
- Obrócenie wyświetlanego obrazu o 180 stopni
Pozostałe elementy to odpowiednik obu manipulatorów aparatury, który służy sterowaniu oraz trymy dla 3 kanałów: yaw (obrót wokół osi pionowej), roll (nachylenie - lewo/prawo), pitch (pochylenie - przód/tył).
Podgląd właściwego obrazu z aplikacji z działającą kamerą przezentuję poniżej. Obraz jest skalowany do rozmiarów naszego wyświetlacza, więc u mnie był on nieco rozciągnięty w poziomie, ale nie było to nadmiernie uciążliwe.
Aplikacja oddaje nam do dyspozycji 2 rodzaje sterowania. Możemy używać wyświetlonych na ekranie manipulatorów lub przejść w tryb sterowania za pomocą akcelerometru - przechylając smartfon. Warto zauważyć, że w żadnym z tych trybów nie potrzebujemy aparatury. Jeśli jednak chcemy jej użyć, najpierw musimy sparować ją z modelem, a dopiero potem uruchomić aplikację, gdyż w przeciwnym razie nie będzie ona działać.
Sterowanie modelem poprzez Wi-Fi rodzi te same problemy, co przesyłanie obrazu tą technologią. Pojawia się opóźnienie. Nie jest ono duże, ale wystarczające, żeby model reagował nieco "ospale" na pracę manipulatorami na ekranie. W ten sam sposób zachowuje się obraz, który przekazuje nam kamera. Typowy scenariusz latania FPV, w którym polegamy tylko na tym, co widzimy na wyświetlaczu jest tutaj trudny do wdrożenia, ponieważ nie jesteśmy w stanie szybko reagować na to co widzimy. Trudno mi oszacować opóźnienie, ale zakładam, że waha się w granicach 250ms do 500ms (czyli 1/4 do 1/2 sekundy). Niby nie jest to dużo, ale ci którzy grali online z pingiem 250-500 wiedzą o czym mówię. Próbowałem sterować wyłącznie patrząc na wyświetlacz i daje się to zrobić, natomiast lot musi być bardzo spokojny.
Dodatkowy problem kontroli modelu za pomocą smartfonu polega na tym, że nie czujemy fizycznego wychylenia manipulatorów. Aparatura poprzez ich centrowanie stawia pewien opór i dzięki temu wiemy, w którą mniej więcej stronę sterujemy. Smartfon nie daje nam takiego odczucia i przez to kontrola quadrocoptera okazuje się o niebo trudniejsza.
Próbowałem także sterować przy pomocy akcelerometru i szło mi to równie ciężko, jak mazanie palcem po ekranie. Jeżeli ktoś ma zacięcie, żeby walczyć z opóźnieniem sygnału sterującego i brakiem fizycznej interakcji z manipulatorami to pewnie doceni ten bajer, ale dla mnie ta forma jest wyłącznie ciekawostką, która nie sprawdza się w praktyce.
Zapisywanie zdjęć i filmów jest realizowane bezpośrednio w smartfonie, czyli nagrywamy dokładnie ten obraz, który przesłała kamera. Ona sama nic nie rejestruje. Jeśli chodzi o jakość zarówno zdjęć, jak i nagrań jest ona, delikatnie mówiąc, dyskusyjna. Rozdzielczość fotografii to 720 x 576 pikseli (ok. 0.4 MP), a podziwiać ją możecie poniżej.
Nagranie wideo jest w miarę płynne (dobra jakość połączenia po wi-fi), ale wyświetlane na współczesnym smartfonie nie robi wrażenia.
Na duży plus zasługuje natomiast zasięg sygnału z kamery, który dociera na smartfon. Nie udało mi się odlecieć na tyle daleko, żeby stracić podgląd obrazu, a jedynym jego problemem było opóźnienie. Co prawda nie latałem w okolicy wielu access pointów, więc interferencja mogła nie być duża, ale mój sceptycyzm wobec tej formy przesyłania obrazu stanowczo się zmniejszył, bo transmisja w trakcie wszystkich lotów była nienaganna.
Aparatura
Jeżeli pamiętacie jeszcze, co pisałem na temat aparatury od XBee 3.1 to pewnie kojarzycie, że podobał mi się matowy plastik, który tam zastosowano. Na szczęście można go znaleźć także w odświeżonej wersji od modelu XBee 3.5. Dodatkowo okrągłe manipulatory zastąpiono dłuższymi, prostymi, dzięki czemu łatwiej jest precyzyjnie nimi operować.
Sama aparatura dobrze leży w ręku, nie ślizga się i nie jest za ciężka. W tym względzie trudno się do czegokolwiek przyczepić.
Przyciski do trymowania również są klasyczne, kołyskowe. Włącznik jest suwany w górę i w dół. Manipulatory zakończone są koroną u szczytu, dzięki czemu kciuki nie ześlizgują się z nich. Całkowicie popieram tą zmianę, gdyż wszystkie drogie aparatury trzymają się tego właśnie rozwiązania. Poprzednie, stosowane w XBee 3.1 było zaskakująco udane, ale tutaj jest jeszcze lepiej.
Zamiast wyświetlacza, u dołu aparatury znajdziemy wielką naklejkę z napisem "XBee Drone". Jest to jeden z najbardziej szpetnych elementów całego zestawu, a dodatkowo dwa przyciski z prawej strony pozostają nieopisane. Rzut oka do instrukcji zdradził, że górny przycisk pozwala robić zdjęcia, a dolny uruchomić kamerę. Przyciski te są jednak używane tylko, gdy podłączymy "starą" kamerę bez Wi-Fi.
Manipulatory zmieniły się nie tylko wizualnie. Z jakiegoś powodu ich martwa strefa (wychylenie manipulatora, które wciąż jest interpretowane jako pozycja centralna / zerowa) jest większa, niż u poprzednika. Na mnie zrobiło to złe wrażenie, ponieważ długie drążki zachęcają do bardzo precyzyjnego sterowania, podczas gdy niewielki ruch z pozycji centralnej nie przekłada się na żadną reakcję quadrocoptera. Musimy go pociągnąć bardziej zdecydowanie, aby model ruszył się z miejsca.
Plastikowa osłona anteny stała się punktem montażowym dla uchwytu na smartfon. Ten ostatni mocujemy na obejmie, która chwyta antenę, a całość skręcamy przy pomocy dwóch śrubek. Uchwyt trzyma się dobrze, a przegub kulowy pozwala nam na pochylenie telefonu w stosunku do aparatury według własnego uznania.
W kontekście anteny warto tutaj dodać, że musiano coś w tej materii zmienić, ponieważ efektywny zasięg sterowania wzrósł znacząco. Przyznaję, że nie udało mi się odlecieć tak daleko, żeby stracić kontrolę nad modelem, a się starałem. W stosunku do XBee 3.1 jest to zdecydowana poprawa, która jest bardzo pożądana.
Na przedniej ściance kontrolera znajdziemy dwa przyciski: Speed i Mode/Flip. Jak same nazwy mówią - pierwszy z nich służy do zmiany trybu lotu pomiędzy 30, 60 i 100%, natomiast drugi pozwala wykonywać flipy (przewroty, beczki). Oprócz tego długie przytrzymanie każdego z nich uruchamia dodatkowe funkcje. Przycisk "Speed" pozwala włączyć headless mode, w którym aparatura będzie sygnalizować go okresowym i dość denerwującym "pikaniem", natomiast sam model zacznie migać diodami w trakcie lotu. Prawy przycisk pozwala przestawić aparaturę z trybu Mode 2 (gaz i rotacja [yaw] po lewej) na Mode 4 (gaz i wychylenie [roll] - lewy manipulator, pochylenie [pitch] i rotacja [yaw] - prawy).
Aparaturę zasilają ponownie 4 baterie AA, które mocujemy w koszyku z tyłu. Oprócz klapki, możemy też wkręcić śrubkę, która zabezpieczy całość przed przypadkowym wypadnięciem.
Charakterystyka lotu
Overmax XBee 3.5 dość żwawo unosi się w powietrze. Nawet dociążony kamerą i osłonami daje sobie radę, choć zapas mocy, który posiada jest podobny do tego, który miał poprzednik.
Do dyspozycji mamy 3 prędkości: 30%, 60% i 100%. Już pierwsza z nich wystarcza, żeby w spokojny dzień ćwiczyć sterowanie. Model porusza się całkiem dynamicznie, dla początkujących może nawet zbyt szybko. W porównaniu z innymi quadrocopterami, które w tym trybie wydają się stać w miejscu - jest bardzo dobrze. Drugi tryb jest, jak zawsze, najlepszym kompromisem między dynamiką, a statecznością lotu - dobry wybór jeśli planujemy kręcić nagrania z powietrza. Ostatni tryb to wyciśnięcie maksimum z XBee 3.5. Tutaj quadrocopter przechyla się już mocno i pozwala na całkiem dynamiczne manewry. Jestem skory twierdzić, że lata nawet ostrzej, niż XBee 3.1 tyle że w zamian przy maksymalnym pochyleniu ma tendencję do lekkiego wytracania wysokości, co świadczy o lekkim niedostatku mocy. Kompensowanie gazem na niewiele się tu zdaje. Z drugiej strony Hubsan H107L również pozwalał na tak silne pochylenie, że nie był w stanie utrzymać pułapu, więc nie jest to wada per se.
Yaw rate nadąża za resztą ustawień, choć nie ulega zmianie w poszczególnych trybach. W trzecim - najszybszym - mógłby być nieco wyższy, co pozwoliłoby na ciaśniejsze manewry w powietrzu. Co ważne jednak, jest proporcjonalny w stosunku do pozostałych kanałów, więc od początku modelem steruje się dobrze. Nie ma nieprzyjemnego odczucia, że jeden z kanałów jest bardziej czuły niż drugi, więc manewrowanie XBee 3.5 w powietrzu nie dostarcza żadnych trudności.
Kontroler lotu reaguje na sterowanie bardzo płynnie i tak samo wraca do pozycji zawisu. Jest to dokładne przeciwieństwo Hubsana, który bardzo sztywno reaguje na puszczenie prawego drążka. Tutaj quadrocopter spokojnie wraca do pozycji poziomej i daje wrażenie "pływania" w powietrzu. Z perspektywy osoby sterującej jest to bardzo pożądane, szczególnie w modelu z kamerą.
Flipy, czyli po polsku beczki, przewroty w powietrzu, są także obecne w XBee 3.5. Ze względu jednak na jego masę i niewielki zapas mocy silników, traci on dość znacznie wysokość, więc pod tym względem nie robi wielkiego wrażenia. Oczywiście można je pokazać jako ciekawostkę, ale na tle innych modeli nie jest to specjalne osiągnięcie. Wykonujemy je tradycyjnie - naciskając prawy przycisk z przodu aparatury, a następnie ciągnąc prawy manipulator w jednym z czterech kierunków.
Jest także tryb headless, jak zawsze szumnie reklamowany. Stali czytelnicy bloga już domyślają się jaki był wynik moich prób. Wystarczyło pół minuty latania w przód i w tył z wychylonym lewym manipulatorem (ciągły obrót wokół własnej osi), aby quadrocopter w tym czasie zmienił kierunek oscylacji o 90 stopni. Oznaczało to, że zacząłem od poruszania się ode mnie i do mnie, a skończyłem (ciągnąc drążek na zmianę w przód i tył) latając prostopadle, w lewo i w prawo. Gdybym w tym momencie pokusił się o naciśnięcie "Return to home" to sąsiedzi prawdopodobnie cieszyliby się nowym quadrocopterem, bo do mnie na pewno by nie wrócił. Kolejny dowód, że dodawanie Headless mode (i fatalnej jakości magnetometrów) do quadrocopterów tej klasy po prostu mija się z celem.
XBee 3.5 steruje się równie przyjemnie, jak poprzednim modelem. Lata on bardzo miękko, płynnie, bardziej niż XBee 3.1 i nie licząc nieco zbyt wolnego obracania się w osi pionowej, naprawdę nie można mieć zarzutów. Należy przy tym pamiętać, że takie dobranie parametrów lotu sprzyja zabawie poza domem, a nie wewnątrz niego. Odradzam robienie testów pod dachem, bo model po prostu nie nadaje się do poruszania po małej przestrzeni.
Podsumowanie
Miałem od razu napisać tutaj typowe podsumowanie tego, co spodobało mi się w XBee 3.5 i to, co bym w nim zmienił. Pozwoliłem sobie jednak najpierw rzucić okiem na stronę overmania.pl i zobaczyć, jakie deklaracje składa producent odnośnie tego quadrocoptera (http://overmania.pl/pl/p/DRON-OVERMAX-X-Bee-Drone-3.5/661). Niektóre z informacji, mówiąc oględnie, mijają się z prawdą. Oczywiście kreatywność odnośnie opisów jest obecna wśród wszystkich producentów, więc Overmax po prostu nie odstaje od reszty, ale moim zadaniem jest sprawdzenie na ile możemy się nimi kierować podczas zakupów.
XBee 3.5 jest porządnie wykonany. Szczególnie zajrzenie do środka zdradza dbałość o szczegóły i gwarantuje długą żywotność modelu. Posmarowane łożyska ślizgowe i "metalowy wirnik" (jak podaje strona overmania.pl) to tylko jeden z elementów. Wykorzystanie montażu powierzchniowego zamiast przewlekanego, komponentowość zarówno kadłuba, jak i całej przekładni, robi bardzo dobre wrażenie.
Kolorystyka i design pozostają sprawą dyskusyjną, więc nie jestem skory odejmować za to punktów.
Dużym plusem są także bogate wyposażenie, do którego przyzwyczaiła nas firma. 3 baterie, 2 ładowarki (!), solidny zapas śmigieł, śrubek - to wszystko sprawia, że jako kupujący wiedziałbym, że dostaję wszystko czego mi trzeba, żeby cieszyć się tym quadrocopterem. W przypadku każdego innego modelu i tak prędzej, czy później zamówimy te akcesoria, a tutaj wszystko jest w zestawie. Kolejny plus.
Zaskakująco dobrze sprawdziło się także Wi-Fi wbudowane w kamerę, ponieważ długo sądziłem, że zasięg przesyłania obrazu jest bardzo ograniczony, ale tutaj okazało się, że jest naprawdę dobrze.
Sama charakterystyka lotu również jest dobra. Model lata dynamicznie i nie licząc drobnych braków mocy wypada całkiem nieźle, jak na tą klasę quadrocopterów.
Kolejne zaskoczenie to aparatura, której zasięg bardzo się poprawił i problem, który opisywałem w XBee 3.1 już nie występuje. Zamiana płaskich manipulatorów na dłuższe drążki to również krok w przód.
Przejdźmy do wad. Po pierwsze, deklarowane 30 min. lotu jest dalekie od rzeczywistości. Po pierwsze tak naprawdę chodzi o 3 x 10 min., ponieważ dostajemy w zestawie 3 baterie. Po drugie, w moich testach czas lotu wahał się w granicach 4-6 min., zależnie od tego, czy używałem Wi-Fi, czy też nie. Odłączenie kamery oczywiście pozwoli zmniejszyć zużycie prądu, ale z pewnością nie uzyskamy 10 min. deklarowanych przez producenta chyba, że w zawisie, bez osłon i kamery, ale nie po to kupiliśmy ten model, żeby bić rekord czasowy w utrzymaniu go w powietrzu.
Nie wiem także skąd się wzięło określenie "kamera HD", bo do 720p brakuje jej dokładnie połowy pikseli (przypominam: 720p = 1280 x 720 vs. 720 x 576 - XBee 3.5). Jakość nagrań jest bardzo przeciętna, a fakt, iż model robi zdjęcia w tej samej rozdzielczości, co filmy, zupełnie tutaj nie pomaga.
Oświetlenie nieźle sprawdza się w ciemnościach, ale w porównaniu do XBee 3.1 jest to wyraźny krok w tył. Określenie orientacji modelu w ciągu dnia jest również trudniejsze, więc tutaj trudno o pochwały. Być może zastosowanie pomarańczowych śmigieł pomaga sytuacji, ale w testowym egzemplarzu nie byłem w stanie tego sprawdzić.
Fani samodzielnych napraw mogą nie być ucieszeni faktem, że zrezygnowano z silników, których przewody zakończone były wtykiem i dawało się je wymienić bez lutowania. Tutaj trzeba albo przynieść model do serwisu, albo sięgnąć po lutownicę. Nie jest to zadanie specjalnie trudne, ale jeśli ktoś nastawiał sie na równie prostą wymianę, jak w XBee 3.1 to może się nieco zdziwić.
Wreszcie martwa strefa obu manipulatorów aparatury przeszkadza w próbach sterowania quadrocopterem tylko poprzez podgląd na wyświetlaczu. Dla tych, którzy chcieliby poczuć na czym polega latanie FPV nie jest to może idealna platforma, ale daje przynajmniej przedsmak tego, jak może to wyglądać. Nie ukrywam, że brak reakcji na lekką pracę manipulatorami utrudnia dodatkowo latanie, które już nie jest proste ze względu na opóźnienie przesyłania obrazu.
Werdykt ? Overmax XBee 3.5 to dobry quadrocopter. Jego cena nie jest niska, ale przynajmniej częściowo amortyzuje ją dostarczone w zestawie wyposażenie. Dodatkowo, na quadrocopter kupiony w Polsce mamy gwarancję i serwis, więc jeśli, w przeciwieństwie do mnie, nie jesteście przekonani do rozkręcania tego typu zabawek to jest to opcja, którą warto rozważyć. Jeśli szukacie modelu, który jest pełen "bajerów" to XBee 3.5 powinien Was zadowolić - 3 sposoby sterowania, podgląd obrazu na smartfonie i nietypowy wygląd - z pewnością będzie on zwracał uwagę. Jeśli natomiast priorytetem jest przede wszystkim nagrywanie filmów z powietrza, to w tej sytuacji lepiej rozważyć XBee 3.1. Co prawda ma on gorszy zasięg, ale dłużej lata na jednej baterii, jest tańszy, a jego kamera faktycznie nagrywa w 720p, nawet jeśli nie jest ono najwyższej jakości.
Ocena 4Śmigła.pl: 4 / 5
Wideo: