JJRC X1 to wciąż najtańszy model z silnikami bezszczotkowymi, jaki jest dostępny na rynku. W skrajnych momentach jego cena spadała do nieco ponad 300 zł i absolutnie nie dało się przejść obok tego quadrocoptera obojętnie. Potem pojawiło się trochę doniesień związanych z wadami, które posiada, co postawiło pod znakiem zapytania sens jego zakupu. Jak to wygląda naprawdę ? Sprawdźmy !
W pudełku
W kartonie, który jest w sumie mniejszy niż się spodziewałem znajduje się całkiem sprytnie zapakowany quadrocopter. Pudełko jest dość sztywne, ale ponadto nic nie zabezpiecza modelu przed uszkodzeniami mechanicznymi.
W środku odnajdujemy quadrocopter, który prezentuje się nam w pełnej krasie. Ma zdjęte podwozie, które wraz z aparaturą i akcesoriami znajduje się pod spodem.
Po pozbyciu się wierzchniej warstwy docieramy właśnie do aparatury, która umieszczona została w idealnie do jej kształtu dopasowanym wycięciu. Manipulatory zabezpieczone zostały przez dwie gąbczaste, walcowate nakładki, dzięki czemu nie ulegną połamaniu podczas transportu.
Oprócz tego w pudełku znajdziemy oczywiście baterię - 2S (7.4V) 1200mAh oraz ładowarkę podłączaną do gniazdka. W zestawie są także zapasowe śmigła oraz plastikowy klucz do nakrętek - niezbędny przy ich wymianie. Dodatkowo producent umieścił również osłony na śmigła, śrubki do nich oraz śrubokręt, którym przy okazji rozkręcimy cały kopter. Zestaw jest więc naprawdę bogaty !
Aha, byłbym zapomniał o instrukcji ! Ta ostatnia ma tylko parę stron i jest stanowczo zbyt skromna, jak na model tego typu. Najważniejsza informacja odnośnie procedury uzbrajania koptera na szczęście jest (nie takie to proste !), ale ponadto producent się nie popisał. Dodatkowym problemem jest fatalny zupełnie angielski, którym jest napisana. Lepiej pracować nad obsługą koptera "na czuja", niż przebijać się przez enigmatycznie brzmiące zdania.
Budowa
JJRC X1 to model, który ma naprawdę przyjemny dla oka design. Wierzch kadłuba wykonany został z błyszczącego plastiku, który ma nam sugerować, że dostaliśmy więcej, niż to, za co zapłaciliśmy. Robi to bardzo skutecznie, bo całość nie dość, że prezentuje się solidnie to faktycznie jest bardzo zbita i sztywna - biorąc kopter w rękę nie mamy wrażenia, że za chwilę coś się rozpadnie. Przeciwnie - ramiona z racji dodatkowych przetłoczeń w zasadzie nie dają się wyginać. Nawet napis JJRC wpasowuje się dobrze w całość i nie psuje ogólnego wrażenia.
Oczywiście nie sposób przejść obojętnie obok silników bezszczotkowych, które są jednym z mocniejszych punktów tego modelu. Są one dość małe - 1806 (18mm średnica stojana), ale ich KV wynosi 2280 (liczba obrotów / V zasilania), co oznacza, że maksymalna prędkość obrotowa oscyluje w granicach 17.000 obrotów zakładając znamionowe napięcie baterii 2S (7.4V * 2280KV = 16.872 obr/min.). Jeżeli ktoś oglądał moje nagranie z lotu tego quadrocoptera na YT to wie, że jego śmigła potrafią zrobić krzywdę.
Jeżeli o te ostatnie chodzi, to ich średnica jest dość duża - wynosi 6 cali, przy skoku 4" (stąd oznaczenie - 6040). To, że zdecydowano się na tak relatywnie duże śmigła wynika z użycia baterii 2S i relatywnie niewielkiej prędkości obrotowej (jak na silnik bezszczotkowy). Zauważmy, że wyścigowe modele latają na 4S i silnikach o podobnym KV, co daje 2x większą liczbę obrotów. Nie bez znaczenia jednak jest fakt, że model waży raptem 198g, a z baterią - 260g, co powoduje, że jednostki napędowe nie muszę się specjalnie napracować, żeby unieść go w powietrze.
Wprawne oko zauważy nie tylko dwukolorowe śmigła, które dobrze pomagają się zorientować, gdzie jest przód koptera, ale dostrzeże także zupełnie inne mocowanie, niż w pozostałych, mnieszych modelach. Zastosowano tutaj nakrętki (ang. prop nuts) o lewym i prawym gwincie zależnie od silnika. Czarne są do silników prawych i dokręca się je w lewo, natomiast srebrne do lewych, dokręcane w prawo. Trzy ważne informacje są następujące. Po pierwsze oba typy nakrętek montuje i zdejmuje się w różny sposób - trzeba wiedzieć, w którą stronę je odkręcać. Po drugie gwinty osi silników również są lewe i prawe (tak jak nakrętki), więc nie można ich dowolnie zamieniać miejscami. Jeżeli będziemy potrzebowali wymienić jednostkę napędową, to musimy wiedzieć którą. Po trzecie wreszcie, stosowanie dwóch typów nakrętek wynika z tego, że silniki i śmigła podczas pracy będą je dodatkowo dokręcać, dzięki czemu nie ma ryzyka obluzowania i nagłego odpadnięcia śmigła.
Należy także wspomnieć o osłonach śmigieł, które można było znaleźć w zestawie. Sięgają one jedynie poza obrys śmigła, ale nie zabezpieczają go z góry. W zamian są dość sztywne, co powoduje, że spełniają swoją funkcję. Delikatne spotkania z przeszkodami powodują, że model się odbija (o ile trafi osłoną), ale oczywiście mocniejsze uderzenie sprowadza go natychmiast na ziemię. Warto tutaj wspomnieć, że JJRC X1 ma taki zapas mocy, że zamocowanie osłon nie wpływa w żaden sposób na charakterystykę lotu, więc nie ma powodów, żeby nie robić z nich użytku. Nawet jeśli przy kontakcie z ziemią się połamią, to na pewno lepiej one, niż śmigła. Ja nie zaliczyłem żadnego spektakularnego upadku, więc nie będę się wypowiadał o ich trwałości.
Kwestia oświetlenia modelu została potraktowana "oszczędnie". W połowie długości ramion znajdziemy miniaturowe diody LED, które świecą w zasadzie tylko w dół i są stanowczo zbyt słabe jak na model tej wielkości latający w dodatku na baterii 7.4V o sporej pojemności.
Z przodu mamy diody w kolorze czerwonym, z tyłu - białym. Trudno powiedzieć skąd taki dobór kolorów, ale zważywszy na naprawdę słabe światło, które się z nich wydobywa - nie robi to większej różnicy.
Użytkownicy na własną rękę poprawiali oświetlenie poprzez nawiercenie minimalnie większych otworów i umieszczenie w nich większych LEDów. Jeżeli nie boicie się lutownicy i drobnych elektronarzędzi - jest to stanowczo dobry pomysł.
Jak już wspominałem, oświetlenie z boku jest praktycznie niewidoczne i dziwię się, że JJRC akurat tutaj postanowiło szukać oszczędności, a nawet jeśli była to kwestia przemyślanego projektu - wciąż pozostaje niezrozumiała.
Od spodu, w oczy rzucają się dwie rzeczy. Po pierwsze jest to mocowanie pod kamerę oraz 3-pinowe złącze opisane jako "CAN PORT" (to nie jest literówka !). Oznacza to, że JJRC X1 jest kompatybilny z kamerą FPV Wi-Fi tego samego producenta, którą można osobno dokupić.
Ponadto na dolnej krawędzi kadłuba widać otwory, w które wkładamy podwozie.
Mocowane jest ono na 2 plastikowe wypustki, które wchodzą w otwory w miarę ciasno. Samo podwozie jest bardzo lekkie, co niewątpliwie pozostaje zaletą.
Niestety efektownie wyglądające płozy nie są specjalnie stabilne. Po mało dokładnym lądowaniu model ma tendencję do przewracania się na nos. Samo podwozie jest też miękkie, co powoduje, że tak łatwo nie pęka, ale ta cecha powoduje jednocześnie, że model jest chybotliwy. W tej kwestii można dać niewielki plus za design, bo całość prezentuje się efektownie, ale jednocześnie minus za stabilność koptera na ziemi.
Z tyłu znajduje się otwór, w który wsuwamy baterię. Przewód do jej podłączenia znajdziemy w środku. Końcówki to znane złącze JST, które często pojawia się w bateriach właśnie 2S.
Domknięcie klapki jest lekko kłopotliwe, ponieważ bateria ma dodatkowo przewód od balansera, a przestrzeni jest niewiele. Wszystkie przewody musimy dość mocno "ugnieść" w środku, żeby się zmieściły. Klapka trzyma dość słabo, więc może się zdarzyć, że odskoczy, jeśli przewody będą zbyt mocno na nią naciskać. Warto też ją sprawdzić, jeśli zaliczymy twarde lądowanie, ponieważ również potrafi się otworzyć. Ostatnia rzecz, jaką byśmy chcieli zobaczyć w trakcie lotu, to luźno dyndająca bateria.
Samo ogniwo ma napięcie znamionowe 7.4V i pojemność 1200mAh. To dość sporo, ale należy przy tym pamiętać, że silniki bezszczotkowe swoją moc zawdzięczają solidnemu prądowi wejściowemu. Nie zmienia to faktu, że model potrafi wytrzymać solidne 12 minut spokojnego latania. Może deklarowany na pudełku jest nieco zawyżony (15 minut), ale w stosunku do tego co robią inni producenci i tak jest to w miarę rzetelny opis, a sam wynik naprawdę godny pochwały !
Aha, producent na kartonie wydrukował informację, że bateria ma pojemność 1300 mAh, czyli o 100 więcej, niż jest napisane na niej samej. Gdzie leży prawda trudno stwierdzić, ale mój Redox Alpha "zmieścił" w niej ponad 1200 mAh, więc deklaracja ta może nie być bez pokrycia.
Dołączona ładowarka na szczęście dostarcza prąd przez złącze balansera, czyli w założeniu w miarę równomiernie ładuje oba ogniwa. W zamian jej prąd wyjściowy wg. specyfikacji to 850mA, czyli czeka nas długie 1.5 godziny przerwy pomiędzy lotami.
Quadrocopter sygnalizuje niskie napięcie baterii poprzez miganie wszystkimi czterema diodami. Chwilę przed LVC zaczyna gwałtownie opadać tylko po to, żeby po chwili całkowicie wyłączyły się silniki. Tutaj nie byłoby problemu, gdyby nie to, że tych migających diod za nic na świecie nie widać. Parokrotnie więc latałem aż do pełnego rozładowania baterii (co nie jest dla niej zbyt zdrowe), ponieważ trudno było wyczuć moment, kiedy należy posadzić model. Najbezpieczniejszą opcją jest więc uruchomienie timera na ok. 10-12 minut i po tym czasie po prostu posadzenie modelu na ziemi.
Budowa wewnętrzna
Rozbieranie JJRC X1 najlepiej zacząć od demontażu śmigieł. Do tego celu warto użyć plastikowego klucza, którym odkręcimy poszczególne nakrętki. Przypominam, że jedne odkręca się w lewo (srebrne), a drugie w prawo (czarne).
Następnie należy odkręcić wszystkie śrubki, które trzymają obie części kadłuba. Można do tego użyć dołączonego w zestawie śrubokręta. W środkowej sekcji znajdziemy takie dwie. Dodatkowe cztery znajdują się w początkowej części każdego z ramion.
W połowie ich długości oraz na końcach (sama krawędź, obok otworów montażowych od osłon) również znajdziemy po jednej śrubce. Razem do odkręcenia jest 14 sztuk. Warto je rozłożyć zgodnie z ich długością, bo nie wszystkie są takie same.
Po zdjęciu górnej części kadłuba ukaże nam się kontroler lotu w postaci mniejszej, niebieskiej płytki na wierzchu. Zielone maleństwo z anteną to oczywiście odbiornik. PCB od kontrolera lotu ma 5 gniazd, z czego do 4 podłączamy zasilanie LEDów na ramionach, a do 5 złącze kamery.
Pod spodem znajduje się większa płytka na której znajdują się tranzystory od regulatorów obrotów (ESC). Te ostatnie są potrzebne, ponieważ silnik bezszczotkowy wymaga jeszcze urządzenia, które sygnał wejściowy (żądana prędkość) zamieni w ruch obrotowy silnika. W przypadku szczotkowych wystarczyło tylko przyłożyć napięcie na 2 przewodach. Tutaj między ESC, a silnikiem są 3 przewody, którymi płynie prąd zmienny wywołujący obrót wirnika. Zwracam uwagę, że w przypadku JJRC X1 przewody silnika są przylutowane bezpośrednio do PCB, więc wymiana napędu będzie wymagała lutownicy.
Wierzchnią płytkę z kontrolerem lotu możemy zdemontować odkręcając 4 śrubki w jej narożnikach. Wpierw trzeba jednak ostrożnie wypiąć wszystkie 5 wtyczek od LEDów i złącza kamery. Następnie płytkę należy odchylić, ponieważ pod spodem znajduje się dość krótka wiązka przewodów, które łączę obie PCB.
Całkowity demontaż górnej płytki uzyskamy poprzez wypięcie wtyczki, którą doprowadzane są sygnały sterujące do ESC (M1-M4) oraz zasilanie do kontrolera lotu i odbiornika (7.2V, V-).
Wszystkie ESC są zintegrowane na jednej płytce. Widać to choćby po obecności MOSFETów (tranzystorów) AO 4720 na wierzchu - po 3 sztuki na silnik - to te czarne scalaki z 8 nóżkami.
Odwrócenie płytki na drugą stronę wiąże się z naprężeniem przewodów od silników, które jak mówiłem są przylutowane bezpośrednio - bez wtyku i gniazda, które ułatwiłyby wymianę. Na spodzie odkryjemy drugi komplet MOSFETów, parę regulatorów napięcia (AMS1117 oraz 78D05L) oraz 4 mikrokontrolery (STL F330) - po 1 na każdy ESC, które otrzymują sygnał z kontrolera lotu odnośnie oczekiwanych obrotów silnika i na jego podstawie sterują tranzystorami przez które płynie prąd do silników.
Wracając do dolnej części kadłuba, wzdłuż ramion idą przewody zarówno od silników, jak i oświetlenia. Te ostatnie to cienkie przewody, które zaczynają się wtykiem idąc od kontrolera lotu do otworu w ramieniu, w którym znajduje się dioda. Do nóżek tej ostatniej dolutowano wspomniane przewody (+ i -), ale izolacja jest tylko wokół jednego z miejsc lutowania. Druga nóżka LEDu jest odsłonięta. Nie jest to groźne dopóki pozostałe przewody są zaizolowane, ale nie powinno się na tym polegać, a oszczędność na takim niechlujstwie jest znikoma.
Warto jeszcze na koniec przyjrzeć się silnikom. Są one mocowane na 4 śrubki - tak jest najczęściej w przypadku jednostek bezszczotkowych. Dobrą praktyką jest klejenie gwintów od śrub na Loctite lub podobny środek, który zagwarantuje, że wibracje nie spowodują odkręcenia się żadnej z nich. W JJRC X1 warto co pewien czas sprawdzić, czy wszystkie są na swoim miejscu, ponieważ podejrzewam, że nie były dodatkowo zabezpieczone. Sam silnik jest dość niewielki - to typ 1806, czyli średnica stojana wynosi 18mm. Wspominałem też już wcześniej o oznaczeniu 2280 KV, czyli prawie 2300 obrotów na każdy wolt (V) zasilania.
Aparatura
Producent dostarcza z modelem całkiem przyzwoitą aparaturę. Ma ona dość duży rozmiar, większy niż te od innych quadrocopterów JJRC, ale przez to pewnie leży w dłoniach. Po włożeniu baterii wciąż zdaje się lekka z racji tego, że wszystkie elementy wykonano z plastiku. O ile sama obudowa wykonana jest z matowego materiału i wygląda przyzwoicie, o tyle niebieskie manipulatory i przyciski nie budzą zaufania. Szkoda, że wzorem XK producent nie zdecydował się zastosować metalowych drążków. Ogólnie jednak mogę powiedzieć, że aparatura jest naprawdę przyzwoita.
Manipulatory w moim odczuciu są odrobinę za krótkie. Oczywiście sprawdzają się podczas sterowania, ale ten dodatkowy wzrost precyzji na pewno by nie zaszkodził. Szczyt manipulatora zakończony jest "koroną", która powoduje, że kciuki się na nim nie ślizgają. Długość drążka i jego stożkowaty kształt raczej nie zachwycą osób, które chwytają go kciukiem i palcem wskazującym.
Manipulatory pracują płynnie i całkiem przyjemnie, szczególnie, że nie mówimy tu o drogim modelu (jak na bezszczotkowy oczywiście).
Na szczęście nie ma też żadnych udziwnień w kwestii przycisków do trymowania - są zwykłe, dające się popychać w obu kierunkach.
Ciekawostką są natomiast przyciski u góry, które wyglądają jak dodatkowe trymy. Ten po lewej uruchamia Headless Mode i One Key Return. Na ziemi, bądź w stabilnym zawisie możemy włączyć ten pierwszy tryb. Z kolei powrót do operatora (pilota) aktywujemy tylko w Headless mode i spowoduje on, że quadrocopter poleci w tył, zgodnie ze wskazaniami kompasu, czyli z grubsza w naszym kierunku. Jak w praktyce działa Headless mode w tym kopterze ? Fatalnie ! Kompas wyjątkowo szybko potrafi stracić właściwą orientację, co powoduje, że quadrocopter leci w inną stronę, niż ta w którą sterujemy. Nie włączałem Headless Mode na długo, bo dwukrotnie o mało co go nie rozbiłem (na sobie i pobliskim drzewie) i szybko zrezygnowałem z dalszych prób. W przypadku koptera z bezszczotkowymi silnikami nie może być mowy o braku spolegliwości sterowania, a dokładnie to dzieje się w Headless mode. Nie polecam !
Prawy przycisk zapewne służy włączaniu nagrywania i robieniu zdjęć kamerą, jeśli takową podczepimy do modelu.
Zaskakuje trochę brak wyświetlacza, który można znaleźć w dużo tańszych modelach, a tutaj jakby go zabrakło. Na szczęście da się bez niego obejść, ponieważ aparatura sygnalizuje akustycznie zmiany trymów i to, czy są one w pozycji centralnej. Suwany (góra-dół) włącznik uruchamia sprzęt, który oprócz charakterystycznego pikania informuje nas o tym, że jest zasilany, diodą pośrodku.
Z przodu mamy dwa przyciski, z czego lewy służy do zmiany prędkości lotu. Mamy do wyboru 3, każda z nich jest oznaczana daną liczbą "piknięć" aparatury - 1 dla pierwszego trybu, 3 dla ostatniego (najszybszego). Prawy przycisk chyba do niczego nie służy.
Od spodu znajdziemy oczywiście klapkę pod którą mieszczą się baterie.
Do zasilania aparatury będziemy potrzebować 4 sztuk ogniw AA, czyli zwykłych "paluszków".
Charakterystyka lotu
JJRC X1 to pierwszy bezszczotkowy model RTF (ang. Ready to fly), którzy przyszło mi testować. W stosunku do szczotkowych, tańszych sprzętów pojawia się tutaj procedura uzbrajania (ang. arming procedure). Chodzi o to, że silniki nie wystartują, dopóki nie wykonamy z góry zaprogramowanej sekwencji ruchu manipulatorami. Jest to zabezpieczenie przed przypadkowym jego uruchomieniem i zrobieniem sobie krzywdy całkiem ostrymi i szybko wirującymi śmigłami.
Aby uruchomić sprzęt po zbindowaniu z aparaturą (tutaj tak, jak zwykle - gaz dół, góra, dół) należy najpierw uzbroić ją samą. Czynimy to poprzez pociągnięcie lewego manipulatora w lewy-dolny róg, a prawego w prawy-dolny. Aparatura powinna piknąć parę razy. Po tej kombinacji można uruchamiać sam quadrokopter. W tym celu ciągniemy lewy manipulator w prawy-dolny róg, i wykonujemy wachnięcie do lewego-dolnego rogu i z powrotem do prawego-dolnego. Aparatura ponownie "piknie", a śmigła powinny zacząć się kręcić. Polecam też nie zwlekać między uzbrojeniem aparatury, a quadrocoptera, bo ta ostatnia przez określony tylko czas jest "aktywna" (ok. parunastu sekund).
Sama praca silników bezszczotkowych jest bardzo przyjemna dla ucha, dlatego jeśli ktoś przesiada się z modelu szczotkowego to powinien być usatysfakcjonowany. W stosunku do małych modeli tutaj czuć moc jednostek napędowych, ale jednocześnie model jest dużo bardziej niebezpieczny. O ile przypadkowy kontakt ze śmigłem Symy, czy innego modelu nie był specjalnie groźny - tutaj śmigło naprawdę potrafi pokaleczyć, więc trzeba się obchodzić z modelem nieco ostrożniej. Stąd procedura uzbrajania koptera. Należy ją wykonywać parę metrów od modelu - na wszelki wypadek.
Dodanie gazu momentalnie unosi quadrocopter z ziemi. Z pewnością nie jest to zabawka dla początkujących. Pierwszy tryb lotu również zdaje się sugerować, że na X1 raczej nie należy uczyć się latania. Owszem, nie jest on wtedy zbyt szybki, ale wystarczająco, aby wylądować w krzakach - na pewno dużo szybszy niż szczotkowe odpowiedniki w tym trybie.
Jak już przy tym jesteśmy to warto wiedzieć, że skoro w modelu na biegu jałowym śmigła wciąż się kręcą (minimalny gaz) to po wylądowaniu na grzbiecie również tak będzie. Kopter najłatwiej jest rozbroić poprzez przytrzymanie przycisku od trymowania kanału throttle (gaz) w dół. Po ok. sekundzie silniki się zatrzymają. Co prawda jest w nim zabezpieczenie, które powoduje, że śmigło napotykając przeszkodę i blokując silnik faktycznie wstrzymuje ich pracę i przechodzi w tryb "crash", ale nie zawsze to zadziała. Miałem sytuację, w której kopter wylądował do góry brzuchem, ale silniki wciąż dzielnie pracowały ścierając przy tym wierzch nakrętek trzymających śmigła.
A właśnie - tryb "crash" (upadku, wypadku, rozbicia), czy jak go można nazwać. Jeżeli zaliczymy twarde lądowanie, quadrocopter uzna, że było to nieplanowane i na wszelki wypadek nie tylko wyłączy silniki, ale także nie pozwoli ich włączyć. Aby ponownie wystartować trzeba odpowiednio: ustawić na nowo akcelerometr (lewy manipulator w lewy-dolny róg, prawy w lewy-górny), następnie uzbroić aparaturę (lewy manipulator w lewy-dolny róg, prawy w prawy-dolny) i wreszcie uzbroić kopter (machnięcie lewym manipulatorem z lewego-dolnego do prawego-dolnego rogu i z powrotem). Alternatywnie można też wyłączyć kopter i włączyć go ponownie pomijając krok kalibracji akcelerometru.
No dobrze, więc w pierwszym trybie jest dość wolno. Sportowo robi się natomiast już w drugim. Quadrocopter zdecydowanie mocniej się wychyla i pozwala na swobodny lot z kamerą, a także stawi opór lekkim powiewom wiatru. Tryb trzeci (najszybszy) jest porównywalny z tym, co prezentował Hubsan H107C/L. Kopter pochyla się ponad 45 stopni i lata przy tym bardzo gwałtownie. Duża moc pozwala mu na gwałtowne zwroty i nie ma mowy o kompromisach. Ten tryb wyciska dokładnie 100% zarówno z baterii, jak i samych silników. Pozytywną cechą jest zgranie pochylenia (pitch) i gazu (throttle). Lot z maksymalną prędkością otrzymamy poprzez pchnięcie obu manipulatorów w przód. Gaz jest tak ustawiony, że dokładnie kompensuje utratę wysokości, przy tak silnym pochyleniu, więc kopter leci praktycznie cały czas na tym samym pułapie. Dużo lepsza realizacja, niż w Hubsanie, który w takim przypadku tracił sporo wysokości.
Yaw rate, czyli tempo obrotu w osi pionowej zmienia się wraz z trybami. W najniższym jest nieco zbyt ospałem, w ostatnim nieco za szybkie. JJRC ma tendencję do przesadzania z wartością tego parametru w trybie trzecim i tutaj nie jest inaczej. Kopter może nie kręci się jak szalony (patrz: Eachine H8 Mini), ale zwrot 180 stopni wykonuje naprawdę szybko. Trzeba się przyzwyczaić, bo generalnie koptery są trochę wolniejsze w tej płaszczyźnie. Świetnie natomiast można kręcić "bączki", w których to kopter obraca się wokół jednego z silników (lewym manipulatorem dodajemy gazu i wykonujemy maksymalny skręt, a prawy popychamy skrajnie do przodu i w tą samą stronę, w którą skręcamy). Manewr wygląda tak, że model zdaje się wykonywać kółka wokół jednego z ramion (tzw. funnel). Tutaj również zgranie kanałów jest bez zarzutu. Kopter ma taki zapas mocy, że nawet wtedy jest w stanie wciąż nabierać wysokości.
Quadrocopter jest naprawdę szybki przez to, że bardzo mocno się wychyla. Niestety regulator PID w kontrolerze lotu jest tak ustawiony, że model zbyt mocno kompensuje wcześniejsze pochylenie po puszczeniu manipulatora. Kończy się tym, że gwałtownie przechyla się w przeciwną stronę, co wytrąca go nieco z równowagi. W moim odczuciu wraca on do zawisu za szybko i zbyt gwałtownie, co oceniam negatywnie. Problem jest taki sam jak znany z Hubsana H107C, który potrafił wypaść z równowagi właśnie poprzez takie, zbyt dynamiczne, wyrównanie poziomu lotu. Tutaj niestety jest podobnie. Dodatkowo wygląda na to, że kopter próbuje zatrzymać także lot kierunkowy. Jeśli go mocno wychylimy i rozpędzimy to kontroler po puszczeniu prawego manipulatora wychyli kopter w przeciwnym kierunku próbując zatrzymać progresję i sprawić, żeby kopter wisiał w jednym punkcie. Bardzo tego nie lubię i osobiście przeszkadza mi takie ustawienie kontrolera.
Warto jeszcze wspomnieć o tzw. "yaw drift" - terminie, który został ukuty chyba przy okazji wypuszczenia na rynek tego właśnie modelu. Recenzenci zwrócili uwagę, że po wykonaniu obrotu wokół własnej osi (yaw), nawet mimo puszczenia lewego manipulatora, quadrocopter kontynuuje obrót dalej. Powoduje to, że czasem odwrócenie go w żądanym kierunku jest trudne. Owszem, też zauważyłem ten problem, jednak ważna jest jego skala. Problem faktycznie się pojawia i wymaga korekty yaw w drugą stronę (mocno nieintuicyjne). U mnie występuje on czasem po wykonaniu zwrotu z maksymalnie wychylonym lewym manipulatorem. Nie zauważyłem tego pewnie wcześniej, ponieważ nie manewrowałem aż tak ostro. W mojej opinii problem jest, występuje i nie należy go bagatelizować, ale uznanie, że uniemożliwia on lot jest w moim odczuciu - przesadą. Jest to uciążliwe w podobnym stopniu, jak korekta wychylenia przez kopter. Przeszkadza, ale latać się nim da.
Skończmy jeszcze opis lądowaniem. Ze względu na wysoko przesunięty środek ciężkości i relatywnie wąskie podwozie, lądowanie nie jest wcale łatwe. Trudność podnosi fakt, że silniki musimy rozbroić, więc samo puszczenie gazu nie kończy jeszcze lotu. Mnie często zdarzało się w ostatniej fazie przewrócić model do przodu lub do tyłu, co w połączeniu z wciąż kręcącymi się śmigłami jest mało pożądane.
Podsumowanie
JJRC to dość odważne wejście producenta w serię tanich modeli bezszczotkowych. Jak przystało na pionierskie zapędy, brakuje nieco dopieszczenia produktu, który także z racji ceny, nie jest quadrocopterem pierwszorzędnym. Potknięcia w obszarze ustawienia kontrolera lotu, niestabilnego podwozia, czy słabych diod LED to ewidentne błędy, których producent powinien był uniknąć, szczególnie, że wypuścił już sporo innych modeli. Z drugiej strony za niecałe 400 zł otrzymujemy w pełni wartościowy quadrocopter napędzany silnikami bezszczotkowymi. Jest to model dobry, mogący unieść kamerę, którym da się latać pod warunkiem, że mamy wcześniejsze doświadczenie i poradzimy sobie z opisywanymi problemami, które są spowodowane przez kontroler lotu. Należy przy tym pamiętać, że sam model jest tani, ale jego jakość mimo wszystko całkiem niezła w stosunku do ceny.
Ocena 4Śmigła.pl: 4 / 5