Recenzja - Eachine E52

Recenzja - Eachine E52

Możliwość złożenia koptera tak, aby zajmował mniej miejsca, pojawiła się już pewien czas temu. Najpierw dotyczyła np. dużych hexacopterów (zsuwane ramiona), czy choćby tricopterów, których dwa przednie ramiona dawały się podwinąć pod spód. Wszystko po to, aby uprościć transport. Bardzo mocno na popularyzację tego rozwiązania wpłynął także DJI Mavic, który jako pełnoprawny sprzęt z kamerą 4k wciąż ma bardzo kompaktowe rozmiary. Kolejny trend to tzw. selfie drones, czyli koptery, które służą do robienia sobie zdjęć z powietrza - łatwe w sterowaniu i w dużej mierze automatyczne. Ta moda nie umknęła uwadze producentów zabawek np. Eachine, którzy próbują imitować funkcjonalności droższych urządzeń. Dokładnie w ten segment wpisuje się model E52, który mimo iż prosty i tani, wciąż jest całkiem ciekawą zabawką. Zapraszam do dokładniejszego zapoznania się z nim w tej recenzji!

Model dostarczony do testów przez Banggood.com - dziękuję!

W pudełku

Model od Eachine trafia do nas w przeciętnej jakości kartonie z nieco wyblakłym, kolorowym nadrukiem. Nic nadzwyczajnego, ale też bez przesadnego nadmiaru informacji. Na szczęście producenci poszli w kierunku minimalizacji napisów na pudełku, które nic nie wnosiły, a czyniły je tylko bardziej pstrokatym.

W przeźroczystej wyprasce PET wewnątrz kartonu znajdziemy nasz quadrocopter oraz aparaturę. Całość zapakowana jest bardzo kompaktowo ze względu na to, iż ramiona modelu składają się do środka, chowając się w obrysie kadłuba. Aparatura z kolei nie ma wystającej anteny, więc jest całkowicie płaska u góry, co dodatkowo oszczędza przestrzeń.
Warto tutaj zaznaczyć, iż Eachine E52 możemy kupić w dwóch wersjach. RTF zawiera aparaturę, wraz z uchwytem na smartfona, zaś BNF to sam quadrocopter, którym możemy sterować przez Wi-Fi. Zważywszy na efektywny dystans tego sposobu kontroli proponuję pomyśleć jednak o wersji z aparaturą, która podbija cenę o raptem 6 USD (ok. 25 zł).

Wszystkie akcesoria znajdziemy na spodzie pudełka. Największy element to uchwyt do smartfona, który montujemy na aparaturze. Zamocowany telefon pozwoli nam na podgląd obrazu z kamery oraz jego nagrywanie. Oprócz tego znajdziemy oczywiście ładowarkę USB ze złączem JST, 4 zapasowe śmigła, klucz do ich wymiany oraz miniaturową instrukcję. Ta ostatnia wyjaśnia głównie tajniki korzystania z aplikacji, ale próżno w niej szukać opisów sterowania samym kopterem, czy opisu przycisków na aparaturze - niestety.

Budowa

Eachine E52 jest na razie dostępny tylko w jednym kolorze - czerwonym z czernią u góry i od spodu. Cały kadłub ma ciekawy, zaoblony kształt, a ramiona wraz ze śmigłami niemalże całkowicie chowają się w jego obrysie. W oczy rzuca się wielki włącznik na samym szczycie, co jest nota bene bardzo wygodnym sposobem uruchamiania koptera.

Aby obejrzeć kopter w pełnej okazałości, należy otworzyć jego ramiona. Najpierw tylne, potem przednie. Składamy oczywiście w odwrotnej kolejności. Ramiona pracują z lekkim oporem, ale gwarantuje to, że nie będą zmieniać pozycji w trakcie lotu.

Po rozłożeniu ramion przekonujemy się, jak nieproporcjonalnie wyglądają śmigła w stosunku do całości koptera. Są one małe i przypominają mi sprzedawany pewien czas temu GW007. Oczywiście nie pozostaje to bez wpływu na jego lot, ale jest to właśnie wynik jego mobilności.

Fakt, że kopter lata na takich śmigłach wynika z jego niskiej wagi, która wynosi raptem 86.5 g.

Przejdźmy teraz do samych ramion. W przekroju poprzecznym są one kwadratowe i miejscami ponacinane, prawdopodobnie w celu zapewnienia odpowiedniego przepływu powietrza wokół silników i ich schładzenia w trakcie lotu. Jeżeli dobrze się przyjrzymy to widać, że ramiona są bardzo niskie i żaden silnik nie zmieściłby się w pionie. Wygląda więc na to, że producent zastosował ten sam trik, jaki można było znaleźć w Symie X4 - silniki są ułożone wzdłuż, a napęd przenoszony jest przez małą przekładnię, ustawioną pod kątem prostym do wału.
Ostatnia rzecz to śmigła. Nie jest to żaden typ, który znałbym z innych modeli. Wyglądają podobnie do tych z Symy X11, ale jednocześnie mają bardzo cienką piastę, którą wkładamy bezpośrednio na metalową, równie wąską ośkę przekładni.

Eachine E52 bardzo blado wypada w kwestii oświetlenia zewnętrznego. Z jednej strony to, co jest, zostało dobrze wkomponowane, ale jednocześnie jest słabo widoczne. Najwyraźniej dostrzegalna jest tylna, czerwona dioda. Wygląda ona trochę, jak trzecie światło stopu stosowane w samochodach. Producent starał się w ten sposób pomóc nam określić, czy kopter jest zwrócony tyłem do nas, czy też nie.

Z przodu, na wierzchniej stronie kadłuba znajdujemy drugą, tym razem zieloną. Miga ona nim sparujemy model z aparaturą i pali się w sposób ciągły, gdy tego dokonamy. Niestety znajduje się ona wyłącznie z wierzchu i co prawda pomaga nam ocenić stan w jakim znajduje się model przed startem, ale już w locie jest zupełnie nieprzydatna.

Diody nie są także zbyt jasne. Latając po ciemku zobaczymy co prawda tą tylną, ale to trochę mało, żeby swobodnie sterować kopterem w takich warunkach. Należy jednak wziąć poprawkę na to, że to model z kamerą i nie należy się po niej zbyt wiele spodziewać, gdy słońce schowa się za horyzontem, więc rezygnacja z dodatkowego oświetlenia mogła być uzasadniona.

Obiektyw wspomnianej już kamery zamocowany jest na przedniej ściance koptera. Możemy regulować jego pochylenie - minimalnie podnieść, albo skierować w dół pod kątem około 30 stopni.

Od spodu koptera znajdziemy w zasadzie jedynie baterię. Jest ona zamknięta w specjalnym mocowaniu, które licuje się z dolną częścią kadłuba. Aby ją wyjąć musimy rozłożyć ramiona i ścisnąć zatrzaski po bokach.

Ogniwo, które otrzymujemy z E52 ma pojemność 500 mAh i napięcie znamionowe 3.7V, czyli 1S. Zakończone jest złączem JST, które na sztywno zamocowano w obudowie baterii. Ta ostatnia ma 4 otwory na śrubki i wygląda na to, że jest rozbieralna, co oznacza, że potencjalnie można tam włożyć inne ogniwo, byle tylko było podobnych rozmiarów, 1S oraz z właściwym złączem.

Na płytce od spodu wyprowadzono dwa bolce, w które trafia wtyk JST od baterii. Nie są one w żaden sposób usztywnione i przy pewnej niedbałości jest możliwość ich wygięcia, ale nie miałem z tym podczas testów problemu. Sama bateria wchodzi dość ciężko, a jej wyjęcie również wymaga nieco siły, ale samo rozwiązanie ze schowaniem jej w obrysie kadłuba bardzo mi się podoba.

Budowa wewnętrzna

Aby rozebrać Eachine E52 potrzebujemy wykręcić jedynie 5 śrubek. Jedna z nich znajduje się w osi kadłuba, pod baterią, a cztery pozostałe w zawiasach ramion.

Możemy dzięki temu zdjąć górną część kadłuba i dostać się do elektroniki oraz ramion quadrocoptera.

Elektronika jest podzielona na 2 części. Z tyłu znajduje się kontroler lotu, natomiast z przodu moduł kamery z Wi-Fi.

Kontroler lotu ma tylko jedno gniazdo, które służy do podłączenia modułu kamery. Silniki oraz diody są niestety zamocowane na stałe, więc ich wymiana będzie wymagała użycia lutownicy. Antena, widoczna zaraz obok gniazda kamery, jest w pełni schowana wewnątrz kadłuba.

Osłona i jednocześnie dyfuzor dla tylnej diody jest wykonany z elastycznej gumy. Jest ona, jak widać, bezbarwna, więc czerwony odcień nadaje sam LED. Dioda nie ma dodatkowego mocowania, na którym się opiera, a jej pozycja jest ustalana wyłącznie poprzez odpowiednie wygięcie nóżek. Cóż, kopter jest tani, więc i montaż nie jest specjalnie dbały. Zaletą jest to, że łatwo jest diodę wymienić, ponieważ to standardowy typ, świecący na czerwono, o średnicy 3mm.

Dioda zielona jest już z kolei osadzona w mocowaniu i ma przylutowane przewody. Wiązka kabli, które zasilają silniki oraz łączą się z kamerą biegną wzdłuż kadłuba i są trzymane przez (!) zawinięty w półkole przewód od anteny Wi-Fi.

Ta ostatnia trzyma się we właściwej pozycji przymocowana klejem na gorąco. Moduł kamery jest na dość długiej taśmie, więc nie powinna ona ulec uszkodzeniu podczas pochylania obiektywu kamery. Warto także zauważyć, że kamera ma gniazdo dla przewodów łączących ją z kontrolerem lotu, więc moduł można wymienić bez konieczności rozgrzewania lutownicy.

Po włączeniu zasilania możemy też przekonać się, że LEDy faktycznie mają swoje kolory - z tyłu czerwony, z przodu zielona. Przycisk, który używamy do włączania koptera znajduje się na środku kontrolera lotu.

Po zdjęciu wierzchniej części kadłuba, jesteśmy w stanie bez problemu wyciągnąć ramiona.

Aby dostać się do silnika musimy wykręcić dwie śrubki - jedną z wierzchu ramienia, drugą od spodu. To pozwoli nam zdjąć plastikowe osłony z obu stron.

Po demontażu dolnej części ramienia możemy wreszcie dostać się do silnika i przekładni. Tak jak pisałem wcześniej, ten pierwszy ułożony jest wzdłuż ramienia, a napęd przekazywany jest przez większe koło zębate na ośce wewnątrz ramienia.

Sam silnik nie jest w żaden sposób zamocowany, a jedynie wsunięty w obejmę. Należy go po prostu delikatnie wyciągnąć w ramach możliwości nie szarpiąc za przewody, które do niego wchodzą, a raczej naciskając na jego ośkę z przodu.
Jednostka napędowa ma średnicę 7mm, korpus długość 20mm, natomiast całość włącznie z ośką - 25mm.

Ośka jest osadzona na dwóch łożyskach ślizgowych - u góry (tam, gdzie śmigło) i u dołu (dolna część ramienia). Prosta przekładnia jest także pokryta niewielką ilością smaru, który gwarantuje dłuższą, bezawaryjną pracę. Przy rozbieraniu napędu postarajmy się, aby do środka nie dostały się żadne zanieczyszczenia.

Kamera

Kamera w kopterze wg. deklaracji rejestruje obraz w rozdzielczości 720p. Należy przy tym pamiętać, że moduł nie posiada czytnika kart microSD, wobec czego jedyny sposób zapisywania obrazu w trakcie lotu to przechwytywanie wideo, które trafia na smartfona. To ostatnie jest raczej niskiej jakości, a jego płynność zależy wyłącznie od jakości połączenia pomiędzy smartfonem, a kopterem.

Poprzez aplikację możemy wykonywać zarówno zdjęcia, jak i uruchomić nagrywanie. Fotografie są rejestrowane w rozdzielczości VGA, czyli 640 x 480 pikseli, co odpowiada dokładnie 0.3 Megapixela. Co więcej nawet takie zdjęcie nie jest zbyt ostre i jego jakość budzi spore wątpliwości.

Jeżeli chodzi o kamerę to nie jest, jak można się było spodziewać, lepiej niż ze zdjęciami. Pełni ona wyłącznie rolę bajeru, ale wideo zarejestrowane nią nie nadaje się do pokazywania szerszemu gronu. Przykładowy materiał przedstawiam poniżej.

Aplikacja

Eachine E52 można sparować ze smartfonem poprzez Wi-Fi. Aplikacja, którą musimy zainstalować nazywa się JY UFO i można ją pobrać albo ze sklepu Google Play (Android) lub iStore (iOS).

Nim uruchomimy program, musimy wpierw połączyć się z siecią Wi-Fi rozgłaszaną przez quadrocopter zaraz po jego włączeniu. Nie będzie prawdopodobnie zaskoczeniem, jeśli powiem, że nazwa sieci zaczyna się od "WiFiUFO", po czym następuje 6 znakowy identyfikator, unikalny dla każdego modelu. Sieć jest otwarta i nie wymaga hasła. Zauważyłem, że w moim przypadku Wi-Fi jest rozgłaszane przez kopter na kanale 2. Nie wydaje mi się, że da się go zmienić, ale zakładam, że producent może ustawiać różne jego wartości zależnie od numeru seryjnego, aby dwa identyczne koptery miały mniejsze prawdopodobieństwo zakłócania się nawzajem.

Po uruchomieniu aplikacji na smartfonie i kliknięciu "Play" powinien nam pokazać się obraz z kamery. Jeżeli mieliście kontakt z jakimkolwiek quadrocopterem z Wi-Fi to na pewno widok będzie dla Was znajomy, ponieważ wszystkie te aplikacje są identyczne i podejrzewam, że wykorzystują także wspólny kod źródłowy z nieznacznymi tylko modyfikacjami. Na górnej belce mamy wszystkie najważniejsze opcje - od lewej: zapisanie zdjęcia, włączenie kamery, podgląd nagranych materiałów (obrazy i wideo), tempo lotu (do wyboru 30, 60, 100%), panel uzbrajania silników i autostartu oraz lądowania, sterowanie za pomocą akcelerometru w smartfonie/tablecie, wyświetlenie na ekranie manipulatorów oraz dodatkowe opcje w menu. Z poziomu tego ekranu możemy też wytrymować quadrocopter, uzbroić oraz zatrzymać silniki (przyciski pośrodku), automatycznie go wystartować, bądź nim wylądować (przyciski w narożnikach).

Sterowanie z użyciem wyłącznie aplikacji jest możliwe, a opóźnienie niewielkie. W domu udało mi się nawet powoli polatać, zapewne była to też kwestia niewielkiego dystansu pomiędzy smartfonem, a kopterem. Nie zmienia to jednak faktu, że w trakcie powolnych manewrów nagle straciłem kontrolę nad modelem, który będąc metr ode mnie zdecydował się kontynuuować lot ku ścianie bez możliwości zatrzymania. Gdy odzyskamy łączność, zawsze ratuje nas czerwony przycisk "Stop", który zatrzymuje silniki. W przypadku tego koptera o ile nie posadzimy go na ziemi, będzie on zwariowanie kręcił śmigłami aż go nie zatrzymamy.
Testowałem także opcję sterowania z użyciem akcelerometru. Wypadła ona całkiem nieźle, aczkolwiek telefon trzeba wychylić zauważalnie, aby kopter zareagował, ale jak już to zrobi - daje się go prowadzić w ten sposób. Podkreślam, że kontrola koptera w ten sposób, podczas gdy musimy jeszcze pilnować rotacji i ew. wysokości (kopter z grubsza utrzymuje jeden pułap) nie jest zbyt łatwe. Udało mi się posadzić quadrocopter na kuchennym stole nie rozbijając nic po drodze, ale kosztowało mnie to sporo wysiłku. Opcja jest więc bajerem, ale jako tako działa dopóki inne sieci Wi-Fi nie zakłócą nam komunikacji z urządzeniem.

Kolejnym ciekawym aspektem jest możliwość narysowania trasy, którą kopter ma się poruszać. Funkcja jest dość prosta i sprowadza się do narysowania palcem krzywej, po której kopter będzie się poruszał. Na ekranie pokaże nam się symbol quadrocoptera, który podąża po narysowanym przez nas kształcie, a zaraz po tym quadrocopter pokona zadaną trasę. Całość działa w kwadracie o wielkości paru metrów, więc nie ma tutaj mowy o rysowaniu długich tras. Kopter podczas takiego lotu się nie obraca i nie zna swojej bieżącej pozycji, więc ślepo podąża za wskazaniami akcelerometru i żyroskopu wiedząc tylko w jaki sposób ma się dalej pochylić. Nie należy więc liczyć na to, że przy lekkim powiewie wiatru model wciąż wykona zadany manewr, ale sam efekt, który można pokazać młodszym kolegom, czy koleżankom, jest.
Funkcję lotu po zadanej trasie uzyskujemy po otwarciu bocznego menu, które kryje się pod ostatnim przyciskiem po prawej. Oprócz niej możemy jeszcze obrócić obraz z kamery "do góry nogami" - prawdopodobnie wtedy, gdy nasz smartfon zamocujemy w odwrotnej pozycji i ma wyłączone obracanie ekranu. Oprócz tego jest też opcja wyświetlania obrazu na goglach do VR, która polega na podzieleniu ekranu na dwie połowy i wyświetlania tego samego obrazu na każdej z nich. Następnie mamy możliwość włączenia Headless mode, prawdopodobnie kalibracji akcelerometru (trudno zgadnąć), właśnie lotu właczenia rysowania trasy przelotu. Ta ostatnia powoduje, że prawy manipulator znika z ekranu, a na jego miejscu możemy wyznaczyć zadany sposób poruszania.

Płynność podglądu zależna jest oczywiście od jakości połączenia Wi-Fi i opóźnienie rośnie wraz z odległością. Będąc blisko modelu możemy próbować latać pseudo-FPV, aczkolwiek jak zawsze pozostaje to bez porównania z płynną transmisją bez opóźnień, jaką możemy spotkać w sprzęcie pracującym na 5.8GHz.

Aparatura

Jeżeli kupiliśmy Eachine E52 w wersji RTF to otrzymamy wraz z nim aparaturę. Jest ona obła, dość lekka, ale podobnie jak i plastik samego koptera - wygląda tanio. Producent popracował natomiast nad samym jej projektem i starał się rozłożyć przyciski, aby całość dobrze wyglądała, niestety burząc przy tym wygodę użytkowania.

Przyciski trymowania są rozmieszczone wokół manipulatorów, ale odwrotnie niż zwykle. Te do korygowania osi pionowej znajdują się obok, ale oś pozioma zamiast poniżej drążków, jest nad nimi. Może i nienajgorzej to wygląda, ale sięganie do nich jest niewygodne. Co więcej, nie chcąc odrywać wzroku od koptera, trudno jest trafić we właściwy przycisk. Ogólnie - mogło być lepiej. Co więcej, headless mode i fly-back uruchamia się również przyciskami od trymowania - dwoma najwyższymi, przy lewym manipulatorze. Nie są one oznaczone, ani opisane, więc trudno jest zapamiętać, który za co odpowiada.

Pośrodku aparatury znajduję się wciskany włącznik. Poniżej niego leży czerwona dioda, która sygnalizuje stan naszego kontrolera. Po włączeniu - miga, natomiast po sparowaniu pali się w sposób ciągły. Wzdłuż środka aparatury przebiega ozdobny pasek, który ma owalne nacięcia. Wśród nich, dwa wystają i są tak naprawdę przyciskami automatycznego startu i lądowania.

Same manipulatory są dostosowane do sterowania kciukami. Są szerokie, lekko obłe i posiadają wypustki, które mają zagwarantować, że nie będą nam się ślizgać palce. Nie jest to może najlepsza konstrukcja, ale z pewnością wystarczające. Manipulatory pracują płynnie i stawiają niewielki, moim zdaniem dość optymalny opór. Nie mam też zastrzeżeń do precyzji sterowania - kopter dokładnie reaguje na każdy ruch manipulatorem.

Wypada też wspomnieć o tym, że aparatura nie posiada żadnego wyświetlacza. Prawdopodobnie jest to spowodowane oszczędnością ze strony producenta oraz tym, iż do tego celu możemy wykorzystać smartfon, który jest zamocowany na aparaturze.

Z przodu znajdziemy dwa przyciski, które są dobrze wkomponowane w kształtną obudowę. Mają one lekkie wgłębienia, więc można je wyczuć palcami bez potrzeby zerkania na aparaturę. Lewy pozwala nam na zmianę prędkości lotu - jedną z trzech, zaś prawy pozwala robić przewroty. Po naciśnięciu tego ostatniego, musimy pociągnąć manipulator w lewo lub prawo, ponieważ tylko w tych kierunkach kopter wykonuje wspomniany manewr.

Aparatura posiada również uchwyt na smartfona, w postaci klipsu, który chwyta go z obu boków. W aparaturze jest wycięcie, w które wsuwamy sam uchwyt i jest to mocowanie solidne. Sam klips, który trzyma nasz telefon jest od wewnątrz pokryty gumą, więc po pierwsze nie zostawi nam żadnych rys, a ponadto telefon za łatwo nie wysunie się z niego podczas zabawy.

Od spodu znajdziemy, tradycyjnie już, klapkę od baterii. Można ją zebezpieczyć śrubką, ale nie ma takowej w zestawie. Całość otwieramy tak, jak zwykle - poprzez podważenie ząbka trzymającego klapkę.

Aparatura jest zasilana czterema bateriami AA, czyli popularnymi "paluszkami".

Charakterystyka lotu

Quadrocopter od Eachine posiada funkcję autostartu i lądowania. Korzysta on w tym celu z barometru, który pozwala mu utrzymywać w trakcie lotu stały pułap. Jak to działa w praktyce? Zadziwiająco dobrze! Naciskamy jeden z przycisków, obok włącznika. Quadrocopter uruchamia silniki i unosi się na wysokość ok. 1-1.5 metra. Sam zawis jest całkiem stabilny, a wahania pułapu są niewielkie, szczególnie w środku, gdzie nie wieje. Podobnie wygląda sprawa lądowania - naciśnięcie jednego przycisku powoduje, że model powoli opada ku ziemi, by chwilę po jej dotknięciu zatrzymać śmigła. Tutaj należy zauważyć, że z jednej strony quadrocopter wykonuje za nas trudny manewr poderwania od ziemi i siadania, co więcej robiąc to bardzo sprawnie, ale oczywiście pozbawia nas możliwości nabycia tej cennej umiejętności samodzielnie. Uczciwie muszę przyznać, że jeśli ktoś totalnie nie czuje sterowania kopterem i wciąż obija się to o podłogę, to o sufit - na pewno to doceni, ale jeśli planujecie się naprawdę nauczyć latać, to polecam próbować samodzielnie. Na pewno natomiast opcja ta jest wygodna i pozwala się skupić na samym sterowaniu, kiedy już nasz sprzęt poleci.

[caption id="attachment_5952" align="alignnone" width="1920"] cof[/caption]

Już będąc w powietrzu, nasz kopter daje do wyboru 3 różne prędkości odpowiadające tłumieniu pracy manipulatorów - 30, 60 i 100%. Aparatura pozwala je zmieniać lewym przyciskiem na przedniej ściance, a sygnalizuje to liczbą piknięć - 1 to najwolniejszy tryb, 3 - najszybszy. W każdym z nich quadrocopter zachowuje się równie ospale. W zasadzie podstawowe problemy są dwa. Po pierwsze śmigła są dość małe i producent ograniczył tempo lotu, aby kopter za mocno się nie pochylił i nie stracił pułapu. Po drugie czas potrzebny na zmianę kierunku lotu jest dość duży i kopter, mimo to, że się pochylił, przez chwilę jeszcze utrzymuje dryf w poprzednią stronę. Latanie Eachine E52 przypomina więc jazdę na śliskiej nawierzchni, gdzie wszystkie manewry musimy wykonywać nieco spokojniej i planować je szybciej. W rezultacie model w powietrzu zdaje się ślizgać, a latanie na małej powierzchni staje się trudniejsze, ponieważ musimy wcześniej korygować kierunek lotu, aby się nie rozbić na ścianie, co parę razy już mi się zdarzyło.

W kwestii kontaktu z przeszkodami warto tutaj zwrócić uwagę na spadające śmigła, które na wale nakładane są na wcisk. Z jednej strony nie pękają one przy kolizji, co doprowadzało mnie do szaleństwa w Hubsanie H107, ale w zamian każda kolizja kończy się jego zsunięciem. Jest to niewielki problem, gdy latamy w domu, ale pierwszy lot na zewnątrz skończył się u mnie zgubieniem jednego ze śmigieł, ponieważ znalezienie go nawet w niskiej trawie graniczyło z cudem. Wolałbym szczerze mówiąc, gdyby producent zdecydował się przykręcić je śrubką od góry, jak to robiono na przykład w Symach.

Ciekawe jest również wykonywanie przewrotów przez E52. Kopter wykonuje je wyłącznie w bok - prawdopodobnie ze względu na kształt kadłuba, który jest długi i cienki. Z tej racji masa jest rozłożona bliżej środka w plaszczyźnie bocznej. Sam przewrót wykonywany jest dynamicznie, a kopter sam nabiera nieco wysokości, aby podczas manewru móc jej nieco wytracić. W rezultacie kończy manewr mniej więcej na tym samym pułapie.

Cieszy dość duża dynamika wznoszenia i opadania, która powoduje, że jesteśmy w stanie dość sprawnie sprowadzić kopter na ziemię i zwiększyć pułap. Oczywiście jest to kwestia decyzji projektowej, ponieważ ograniczono maksymalne wychylenie, a więc i prędkość poruszania się koptera, aby nie tracił on wysokości przy szybszym locie. Tym samym, wiedząc że użytkownik nie wychyli koptera powyżej pewnego kąta, można było zagwarantować, że wiekszość mocy włoży on w samą zmianę wysokości, a nie progresję lotu. Cóż, nie jestem do końca przekonany.

W trakcie lotu trudno zorientować się, kiedy mamy do czynienia ze słabą baterią, ponieważ, jak wspomniałem wcześniej, diody są dość słabo widoczne. Co prawda migają obie, gdy ogniwu kończy się pojemność, ale dostrzeżenie tego, szczególnie w ciągu dnia jest, mówiąc eufemistycznie, niełatwe.

Warto jeszcze na koniec dodać, że sadzanie koptera na ziemi jest bezproblemowe. Możemy to zrobić przyciskiem lądowania, ale jeśli samodzielnie pociągniemy w dół lewy manipulator to w momencie zetknięcia z ziemią silniki zostaną niemalże natychmiast zatrzymane. Chcąc je ponownie uruchomić (uzbroić kopter) możemy pociągnąć oba drążki na zewnątrz (lewy w lewy-dolny róg, prawy - w prawy-dolny).

Podsumowanie

Eachine E52 zawiera wszystkie nowoczesne "ulepszenia", takie jak barometr, czy kamerę z Wi-Fi, ale jednocześnie rozczarowuje tam, gdzie powinien się sprawować najlepiej - w powietrzu. Wiecznie spadające śmigła oraz fatalna dynamika lotu powoduje, że nie jest w stanie się przeciwstawić jakiemukolwiek podmuchowi wiatru, co mocno utrudnia latanie na zewnątrz. Z kolei zabawa w środku komplikuje się ze względu na opóźnienie reakcji nie wynikające z aparatury, która akurat jest całkiem niezła, ale z samej jego budowy, czyli małych śmigłach i dużym kadłubie. Powodują one, że odczuwamy wyraźne dryfowanie modelu podczas zwrotów, a manewry musimy planować wcześniej niż zwykle. Na plus pozostają pozostałe opcje takie jak autostart i lądowanie oraz utrzymanie stałego pułapu. Kamera daje fatalnej jakości nagrania i wystarcza jedynie do podglądu, chyba że nie spodziewamy się po quadrocopterze zbyt wiele.
Ogólnie pozostaje mi potraktować Eachine E52, jako ciekawostkę, która może być atrakcyjna podczas pokazu, ale toporna, gdy przyjdzie do jej właściwej eksploatacji. Można się pobawić Wi-Fi, sterowaniem ze smartfona, czy wykonując ewolucje, by potem pozwolić kopterowi samodzielnie wylądować. Jednocześnie nie jest to sprzęt, który daje frajdę z samego manewrowania i dla tych, którzy na to się nastawiali nie będzie to dobry wybór. Zaletą jest całkiem akceptowalna cena, która powoduje, że można rozważyć go, jako nietypowy gadżet dla dziecka, które może odkryć mnogość jego funkcji. Jeśli jednak mówimy o samym lataniu i nauce sterowania to polecam się rozejrzeć za czymkolwiek innym.

Ocena 4Śmigła.pl: 3.0 / 5.0 grade_1grade_1grade_1grade_0grade_0

Kup Eachine E52 - Banggood