Recenzja: TBS Tango 2

Recenzja: TBS Tango 2

Jako fan aparatury Taranis X-Lite i jej kształtu, który wygląda jak pad od konsoli, z dużym zainteresowaniem przyjąłem informację o pojawieniu się TBS Tango 2. Pierwsza fala opinii była bardzo pozytywna, ale budowanie tzw. ‘hype’ poprzez entuzjastyczne recenzje osób, które otrzymały ją za darmo, podszedłem do tematu ostrożnie. Drugim elementem, oprócz kształtu, który mnie zainteresował w Tango 2, był wbudowany moduł Crossfire. Oczywiście do X-Lite można kupić przejściówkę do podłączenia modułu Crossfire Micro TX, tyle że wtedy aparatura stawała się dość mało foremna. Oczywiście to kwestia gustu, ale ja jednak preferuję bardziej kompaktowe rozwiązania, a doklejony z tyłu moduł z drugą anteną dla mnie niepotrzebnie rozdmuchiwał aparaturę. Zdecydowałem o sprzedały X9D i jednocześnie kupiłem TBS Tango 2. Zobaczmy, czy był to dobry wybór.

Dwie wersje aparatury

TBS Tango 2 występuje w dwóch wersjach, różniących się ceną o 40 dolarów (160 i 200 USD). Droższa, Pro, ma składane manipulatory. Należy je lekko pociągnąć i wtedy można je złożyć w taki sposób, iż będą leżeć wzdłuż osi aparatury. Rozwiązanie służy temu, aby nie pourywać ich w transporcie. W zamian manipulatory podobno rysują obudowę, więc już pojawiły się wydruki 3D z TPU, które mają chronić powierzchnię. Oprócz tego, w komplecie otrzymujemy też etui. Ja, zważywszy na to, że do tej pory nie uszkodziłem w transporcie żadnego z manipulatorów, a powszechne są też wydruki, które pozwalają je zablokować w pozycji pionowej i chronią je przed wyłamaniem, wybrałem wersję tańszą.

W pudełku

TBS Tango 2 przylatuje do nas jak zawsze w czarnym pudełku z charakterystycznym logo. Tutaj producentowi nie można odmówić spójności pomiędzy produktami. W środku znajdziemy… cóż… aparaturę. Jest ona zapakowana w woreczek, a całość chroniona dodatkowo przeźroczystą wypraską. Nic nadzwyczajnego, ale aparatura dotarła cała. Woreczek się przyda, jeśli nie chcemy jej porysować podczas transportu z pozostałymi gratami. Tym niemniej sztywne etui na kształt takich, jak dodaje FrSky, czy FatShark na pewno by nie zaszkodziło. Tak, wiem, można dopłacić 40 USD, ale TBS nie próbuje zachęcać specjalnie do modelu Pro. Z drugiej strony tutaj mamy w środku wbudowaną baterię, więc jest to komplet w odróżnieniu od większości Taranisów, które musimy zasilić na własną rękę.

Budowa

TBS wypuszczając swoje produkty na rynek stara się wyraźnie odróżnić od reszty. Pierwsze Tango miało wbudowany wyświetlacz i odbiornik FPV, dzięki czemu aparatura była kompletnym zestawem do latania - nie potrzebowaliśmy gogli. Oczywiście nie wszystkim rozwiązanie to pasowało, ale sam koncept, szczególnie na tamte czasy był niezwykle oryginalny. Drugie Tango, podobnie jak pierwsza wersja, utrzymuje kształt pada do konsoli, ale jest nieco bardziej kompaktowe. To wciąż aparatura większa od X-Lite, ale w zestawieniu z takimi kolosami, jak Taranis X9D to jednak przenośny sprzęt.

Materiał z którego wykonano obudowę daje odczucie solidności, sam sprzęt nie trzeszczy, jest doskonale spasowany. TBSowi można śmiało przyznać, że żądając w przybliżeniu 800 zł za ten model, daje nam w zamian sprzęt, którego firma nie musi się wstydzić. Aparatura dobrze leży w dłoniach, a podgumowany spód powoduje, że nie wyślizgnie nam się przypadkiem z ręki.

TBS Tango 2 to aparatura od początku do końca stworzona z myślą o kopterach, co między innymi zdradza brak pokręteł regulacji lotek, co do tej pory było standardem w aparaturach. Kolejną, bardzo znaczącą zmianą było odejście od typowych wystających przełączników łopatkowych na rzecz wygładzonych i dość płaskich przycisków. Mamy po 2 każdego rodzaju: dwupozycyjne (wciskany), trójpozycyjne (kołyskowy) oraz chwilowe. TBS dobrze zdaje sobie sprawę, w jaki sposób użytkownicy korzystają z aparatur i taki dobór nie jest przypadkowy.

Dwupozycyjne przyciski pozwalają włączyć i utrzymać dany stan. Na przykład uzbrojenie koptera. Z uwagi na to, że przycisk chowa się w obudowie, raczej nie rozbroimy koptera. Drugim możemy na przykład włączać buzzer, albo aktywować airmode. Możemy też ustawić tam na przykład Failsafe, jeśli mamy GPS i ustawiony powrót do domu.

Trójpozycyjne przyciski są bardzo ładnie wpasowane w bryłę obudowy i w zestawieniu z łopatkowymi - nie ma szans ich wyłamać, gdy aparatura nam spadnie. Możemy swobodnie użyć ich np. do zmiany trybów lotu.

Ostatnie dwa przyciski, chwilowe, umieszczone zostały w przedniej części, od spodu. Włączają one daną funkcję wyłącznie wtedy, gdy trzymamy je wciśnięte. Jest to dobra opcja, gdy chcemy na chwilę włączyć buzzer, aby znaleźć kopter w trawie, czy uruchomić turtle mode, który ze swojej natury używamy tylko przez moment. Jeśli pragniemy bezpiecznie uzbrajać kopter, nic nie stoi na przeszkodzie, aby przycisk był przypisany do funkcji PREARM w Betaflight.

Tango 2 ma wbudowany moduł Crossfire, obsługujący protokół CRSF do komunikacji z odbiornikami tej samej firmy. Jeśli nie słyszeliście o Crossfire to podpowiem, że zamiast używać częstotliwości 2.4GHz, stosuje się tutaj 868 MHz (EU) oraz 900 MHz (FCC). My oczywiście latamy na tym pierwszym z uwagi na to, że standard FCC i 900MHz wchodzą w kolizję z sieciami GSM i umówmy się, nie chcemy być źródłem problemów dla operatorów zważywszy na sankcje, jakie mogłyby nas spotkać. Użycie niższych częstotliwości wiąże się z mniejszym zaszumieniem kanału (nie przeszkadzają nam sieci Wi-Fi dookoła) oraz mniejszym tłumieniem fali przez przeszkody. Innymi słowy pozwala to latać dalej, duuuuużo dalej. Przy dobrych warunkach na parędziesiąt kilometrów. Innym powodem stosowania Crossfire jest po prostu zapewnienie bardzo stabilnego połączenia z kopterem. Jeśli za zagajnikiem w granicach 200m od siebie tracicie sygnał sterujący na 2.4GHz, to Crossfire nie powinien specjalnie drgnąć. Należy jednak pamiętać, że niższe częstotliwości (tutaj: 868-900MHz) równają się większym, dłuższym antenom, ponieważ trzeba dostosować je do długości fali. Nie inaczej jest w przypadku tego systemu.

TBS fabrycznie używa dipola o kształcie “T”. Oczywiście jeśli lataliśmy już na CrossFire to rozwiązanie specjalnie nas nie zaskoczy. Dziwić może natomiast to, że nie mamy wyprowadzonego gniazda SMA lub RP-SMA, do którego moglibyśmy przykręcić wybraną przez nas antenę. Oczywiście to w żaden sposób nie powstrzymało społeczności FPV i TBS z ukłonem w naszą stronę mocuje antenę na złączu u.fl, więc możemy dokupić odpowiedni pigtail i wyprowadzić gniazdo samodzielnie.

Tango 2 ma składaną i obracaną antenę, która może służyć jako podstawka, ale jako taka jest dość masywna. Co prawda producent próbował ją możliwie foremnie wpasować w resztę bryły, ale co tu dużo kryć - X-Lite z anteną schowaną w środku pod tym względem jest nieco mniejszy.

TBS wyszedł naprzeciw oczekiwaniom osób, które sterują poprzez tzw. szczypanie (ang. pinching), czyli chwytając manipulator palcami - wskazującym i kciukiem. Drążki mają stałą szerokość na całej długości i są oczywiście odpowiednio frezowane, aby zapewniać dobry chwyt. Manipulatory są pełnowymiarowe, większe niż w X-Lite. Powoduje to oczywiście, że jeśli ktoś, tak jak ja, steruje kciukami, to zakres ruchu będzie nieco większy i odrobinę trudniej wykonywać manewry związane z pełnym wychyleniem drążków. Jeśli jednak ktoś latał już na “dużej” aparaturze takiej jak Taranis QX7, X9D, czy dowolnej Futabie, to będzie się czuł jak w domu.

Należy też zwrócić uwagę, że manipulatory mają dość twarde sprężyny. Stawiają zdecydowany opór podczas sterowania i zapewne mogłem się do tego przyzwyczaić, ale producent wychodzi naprzeciw takim jak ja i dołącza drugi zestaw “miękkich” tym razem sprężynek. Niestety ich wymiana wymaga rozebrania aparatury na części pierwsze, ale dla pocieszenia powiem, że Tango 2 zostało zaprojektowane przez producenta w taki sposób, aby umożliwić łatwe i bezpieczne rozbieranie. W odróżnieniu od sprzętu FrSky, który też miałem okazję oglądać od wewnątrz - tutaj konstrukcja jest zdecydowanie bardziej przyjazna, mniej plączących się taśm. O tym zresztą będę pisał dalej.

Producent oczywiście nie zapomniał o możliwości regulacji długości manipulatorów. Drążek składa się z dwóch części, z czego ta dolna stanowi kontrę dla reszty manipulatora. Możemy więc go odkręcić i po uzyskaniu określonej długości, usztywnić dolną częśćią dokręcając ją do oporu.

Po lewej stronie obudowy mamy trzy przyciski wpasowane w bryłę obudowy. Pozwalają one na wejście i wyjście z menu oraz zmianę stron. Typowe dla OpenTX. Pamiętajmy, że długie przytrzymanie przycisku Menu wchodzi w ustawienia samej aparatury, a krótkie w konfigurację wybranego modelu. Page z kolei przechodzi na kolejną stronę, ale jeśli je przytrzymamy to się cofamy do poprzedniej. Ot parę trików, które są charakterystyczne dla OpenTX i z którymi trzeba się zaznajomić.

Po drugiej stronie znajdziemy rolkę, która pozwala na poruszenie się po menu i zmianie opcji. Zamiast przycisków dół-góra (X9D), albo joysticka 4-kierunkowego (seria X-Lite), albo kółka (QX7) w Tango 2 zastosowano wdłużną rolkę. Jest ona podobna do tego, co znajdziemy w Taranisie X9 Lite, tylko tutaj rolka jest większa. TBS zdecydowało się na to, aby była ona zamocowana z jednej strony, a druga, pracująca swobodnie służy jako przycisk. Całe to rozwiązanie nie jest dla mnie zrozumiałe i nie do końca mi się podoba. Jeszcze o ile obracanie rolki jest dość precyzyjne i generalnie trafiamy we właściwą opcję, o tyle podczas wciskania nie pracuje ona w jednej osi. Czuć lekkie kołysanie, które wynika z tego, że rolka zamocowana jest tylko z jednej strony, a jej druga końcówka dotyka po prostu przycisku typu tact switch. Oczywiście całość działa, ale moim zdaniem w radiu tej jakości można było to rozwiązać skuteczniej.

Mocno dyskutowanym tematem jest zastosowany wyświetlacz. Zaletą jest technologia OLED, która powoduje, że ekran jest kontrastowy i dobrze wykorzystuje dostarczoną do niego energię, ponieważ świecą poszczególne piksele, a nie trzeba podświetlać całej matrycy. Z kolei wśród wad wymienia się miniaturowe rozmiary ekranu. Faktycznie, w kontekście nowopojawiających się na rynku aparatur, decyzja TBS może zaskakiwać, jednak pamiętajmy, że wielki, kolorowy ekran nie jest dobrze widoczny w ostrym słońcu i nie licząc konfiguracji, nie spędzamy z nim za dużo czasu. Oczywiście każdy opinię musi wyrobić sobie sam. Moja jest taka, że ekran jest wystarczający. Opcje są widoczne, zaś kontrast absolutnie bez zarzutu. Możliwe, że przyzwyczaiłem się już do X-Lite, które także ekranu nie ma zbyt dużego. Cóż, nie ukrywajmy, że Tango 2 jest mobilne i jako takie, po prostu ma mniejsze gabaryty. Dla mnie jest to wyznacznik, ale jeśli regularnie ganiacie z plecakiem projektowanym pod FPV to możliwe, że gabaryty radia nie są takie istotne.

Aparatura od TBS wykorzystuje oprogramowanie zwane Freedom TX. Zapewne o nim nie słyszeliście i nic dziwnego, ponieważ zostało stworzone specjalnie pod kątem tego właśnie modelu. Tym niemniej, a mocno to TBS podkreśla, jest ono odgałęzieniem (branch) kodu OpenTX, które zostało rozszerzone przez zespół programistów z TBS, ale jednocześnie ma docelowo połączyć się (merge) z powrotem z rodzicem. TBS podobno nie chciał wywierać presji na programistach utrzymujących OpenTX, żeby dodawali na szybko jego zmiany (np. natywną obsługę modułu Crossfire, czy obsługę sieci Wi-Fi), więc sami to rozszerzyli i chcą po prostu zrobić tzw. Pull Request z powrotem do głównej gałęzi. Takie wytłumaczenie ma oczywiście sens. W stosunku do OpenTX nie widać większych różnic poza menu Crossfire, które normalnie dokładaliśmy w postaci skryptów LUA, zaś tutaj jest częścią oprogramowania samego Tango 2.

Poniżej wyświetlacza znajduje się gwintowany, metalowy otwór, w który możemy wkręcić śrubę, trzymającą haczyk, na którym da się zawiesić aparaturę. Takowy dostaniemy jedynie w wersji Pro. W przypadku aparatury z nieskładanymi manipulatorami niestety musimy sięgnąć po taki element samodzielnie. Na szczęście jest to mały i prosty element, który możemy łatwo uzyskać dzięki wydrukom 3D. Jeszcze niżej znajduje się dioda. Sygnalizuje ona podstawowe zdarzenia związane z pracą aparatury. Podczas ładowania świeci na czerwono, czekając na model do sparowania, albo na włączenie koptera - miga na pomarańczowo. Wreszcie zielona sygnalizuje, iż mamy prawidłowe połączenie.

U dołu aparatury znajdziemy przede wszystkim włącznik. Mały przycisk musimy przytrzymać, podobnie jak w nowszych modelach Taranisa. Lokalizacja jest nieprzypadkowa, ponieważ ma to uniemożliwić przypadkowe wyłączenie aparatury w trakcie lotu. No i zdecydowanie się to sprawdza - w tych okolicach palców na pewno trzymać nie będziemy. Jeszcze niżej znajdziemy gniazdo USB-C. Jest to novum, ponieważ najczęściej do tej pory spotykaliśmy microUSB. Oczywiście jest to słuszny kierunek z uwagi na to, że coraz więcej urządzeń takowe posiada. Co prawda technicznie rzecz ujmując microUSB by wystarczyło - szczególnie z uwagi na prąd ładowania, ale oczywiście idziemy z duchem czasu. Jeśli macie w miarę świeże GoPro, albo smartfon, na pewno taki kabelek będziecie mieć w domu. I lepiej, żeby tak było, bo w zestawie z Tango 2 nie otrzymałem żadnego przewodu do ładowania, czy podłączenia do komputera. Sprawdźcie więc to przed zakupem. Ostatnia sprawa to gniazdo słuchawek 3.5mm, którego, mówiąc szczerze, nie używałem. Zakładam, że chodzi o możliwość przełączenia się z zewnętrznego głośnika na słuchawki, aby informacje z aparatury nie zginęły w gąszczu hałasów pozostałych kopterów. Jeśli latamy w grupie to takie rozwiązanie może nam pomóc odizolować dźwięki np. naszej telemetrii od pozostałych pilotów. Przyznam, że sam nigdy nie musiałem z tej opcji korzystać, bo polegam na OSD i głównie latam sam, ale oczywiście dobrze, że taką opcję mamy.

Od spodu uchwyty, na których opieramy dłonie wykończone są rodzajem twardej, chropowatej gumy. Zapewnia ona dobry i pewny chwyt. Pod nią też kryją się śrubki, które będziemy wykręcać podczas otwierania aparatury. Gumę można wypiąć, ponieważ zakończona jest w paru miejscach rodzajem zatrzasków, na których się opiera. Jest to kolejny przykład tego, że wiele elementów Tango 2 jest po prostu wymienne i przemyślane w taki sposób, abyśmy mogli poradzić sobie z tym samodzielnie.

Moja opinia

TBS Tango 2 zostało entuzjastycznie przyjęte przez Youtuberów i jednocześnie wielu pilotów FPV. Tutaj trudno być zaskoczonym, ponieważ wiele produktów TBS jest dopracowane, a nastawienie na praktycznie użycie dostrzegalne, mimo ewidentnych potknięć. Firma skutecznie nakręca tzw. hype utrzymując nowe produkty w tajemnicy i wyciągając je z kapelusza w odpowiednim momencie, gdy już wszyscy Youtuberzy zapoznają się z wersją demonstracyjną, z jednoczesną klauzulą publikacji nie wcześniej niż oficjalna premiera. Ja sam nie mam powodów, żeby na produkty od TBS specjalnie się skarżyć, a pewien odsetek wadliwych egzemplarzy trafia się wszędzie i grupa na Facebooku nie jest obiektywnym miernikiem jakości.

Tango 2 na pewno nie jest rewolucją, ale produktem, który jest solidny, przemyślany i łatwy w dekompozycji. TBS dobrze leży w rękach, a po wymianie sprężyn i regulacji sztywności manipulatorów, pracuje on niezwykle gładko i przyjemnie. Korzystanie z rolki do zmiany ustawień nie jest specjalnie kłopotliwe i poruszanie się po znanym menu (Open TX) jest po prostu tym, czego się spodziewamy z wszystkimi tego zaletami i wadami.

Tym, co przekonało mnie do zakupu, był wbudowany moduł Crossfire i gabaryty aparatury. Dotychczas Crossfire używałem w Taranisie X9D, choć mam też element, który pozwala podłączyć moduł z tyłu do X-Lite. Umówmy się jednak, że wtedy, dotychczas kompaktowa, aparatura staje się nieco nieforemna i nie mieści się do dotychczasowego etui. Ponownie - dla niektórych nie jest to problem - ja lubię rozwiązania “czyste” i nie wyglądające jak krzyżówka Trabanta i Optimusa Prime. Wiem, i szanuję to, że w świecie FPV radio z dodatkowymi elementami, kabelkami i modowane na 1000 sposobów budzi podziw i szacunek, ale fabryczne, obłe radio też ma swój urok, który niektórych może do siebie (w tym mnie) przekonać. Dla mnie więc Tango 2 jest doskonałym mariażem aparatury w kształcie pada do gier oraz modułu Crossfire, który jest tutaj fabryczny.

Według grup “TBS Lounge” i “TBS Tango II” na Facebooku, radio miewa wady. Niektórzy tracą dość szybko sygnał, skarżą się na problemy z telemetrią, niedziałające fabrycznie radia i problemy z aktualizacją, która nie dochodzi do końca. Prawdą jednak jest, że w większości problemy te da się rozwiązać przy odrobinie uporu, a ich skala nie jest łatwa do ocenienia. Oczywiście, mamy prawo wymagać, by nowokupiony sprzęt był bez wad i tutaj chyba dochodzimy do tego, kto powinien się Tango 2 najbardziej interesować. Moim zdaniem nie jest to dobry wybór na początek drogi FPV. Z jednej strony autoaktualizacja odbiorników i łatwe parowanie są fajną opcją, ale z drugiej - niewłaściwie ustawione anteny, czy pierwszy problem z aktualizacją firmware i będziemy spędzać wieczór z Google, zamiast zacząć latać. Z kolei entuzjaści FPV, którzy trochę już przeszli, z pewnością docenią modyfikowalność aparatury, przemyślany system rozkładania i ogólne wsparcie społeczności w zakresie samodzielnych zmian i dostosowanie radia pod swoje potrzeby - ot, choćby wymianę anteny.

Czy jestem zadowolony z zakupu? Zdecydowanie! Radio bardzo mi się podoba, przelatałem na nim wiele godzin w symulatorze i dobrych parę lotów w rzeczywistości. Na tyle pozwolił mi czas. Przestawienie się z X-Lite nie było natychmiastowe, ale też nie znalazłem w Tango 2 niczego, co by mi się nie podobało.

Tym niemniej, są dwie rzeczy, które zwróciły moją szczególną uwagę. Po pierwsze radio ma wbudowany moduł Wi-Fi. Wszystko fajnie, nawet znajduje sieci 2.4GHz, ale oprogramowanie pozwala na wpisanie klucza o długości jedynie paru znaków, bo potem kursor wychodzi poza ekran. Przez to nie byłem w stanie się połączyć z własną siecią i sprawdzić, jakie profity daje połączenie aparautyr z routerem. Być może da się wtedy połączyć bezprzewodowo aparaturę z TBS Agentem, ale tego nie miałem okazji się przekonać.

Druga rzecz, to rozmieszczenie i wykorzystanie przycisków i przełączników. Początkowo myślałem, że po prostu wszystko ustawię tak, jak w Taranisie, ale tak to nie działa. Przyzwyczaiłem się do tego, że uzbrajanie koptera realizuję jednym 3-pozycyjnym przełącznikiem. Owszem, może to mało bezpieczne, ale chodziło o to, że na środkowej pozycji od razu go uzbrajam, a na wysokiej - dodatkowo włączam AirMode. W trakcie lotu mogę więc bardzo szybko wyłączyć AirMode i całość mam pod jedną wajchą. Tymczasem w Tango 2 na krawędziach aparatury mamy przyciski - każdy z nich ma tylko 2 pozycje - wciśniętą lub nie. Jest to super opcja pod kątem tego, że jeśli go użyjemy - nie uzbroimy koptera poprzez potrącenie aparatury ręką, czy nogą, ponieważ przycisk de facto “chowa się” w obudowie. Wszystko fajnie, ale air mode musiałem przerzucić na inny przełącznik. Wybrałem drugi skraj, ale nie do końca jeszcze do tego przywykłem. Z kolei kołyskowe przełączniki 3-poziomowe są bliżej anteny. O ile jeden z nich można użyć do zmiany trybów lotu - tradycyjnie trzymam się angle/horizon/acro, ale nie miałem dobrego pomysłu na drugi. W końcu ustawiłem tam BlackBox oraz GPS Rescue, bo niedawno dołożyłem GPS do kolejnego quada. W sumie ma to sens, ale ponownie - trzeba przywyknąć do umiejscowienia, bo klasyczne rozmieszczenie na rogach w moim przypadku sprawdzało się lepiej, ale to już kwestia gustu i preferencji, a nie wada aparatury!

W dotychczasowych aparaturach nie miałem też przycisków chwilowych - tutaj są. To akurat niezła opcja, bo można wreszcie skonfigurować PreArm, czyli 2-etapowe uzbrojenie. Najpierw trzeba przytrzymać przycisk od PreArm i dopiero wtedy nacisnąć ten od uzbrajania. Bardzo bezpieczna opcja - jestem na tak!

Houston, mamy problem!

Moje Tango 2 było chyba pierwszym moim akcesorium FPV, które nie działało w momencie zakupu. Dotychczas zarówno Fatshark, Taranis, różne ESC, a nawet silniki, czy kontrolery lotu były wszystkie sprawne. Mój limit szczęścia więc wyczerpał się właśnie przy nowej aparaturze od TBS. Aparatura w ogóle ani się nie ładowała, ani nie dawała się włączyć. Nauczony nagraniami z kanału EevBlog, wiedziałem, że tego typu awaria jest związana z sekcją zasilania i może, choć nie musi być bardzo prosta do naprawienia. Rzecz w tym, że jeśli elektronika działa nieregularnie - problem będzie trudny do rozwiązania. Jeśli nie działa w ogóle, to albo coś solidnie jest popalone, albo jest to jakiś prosty problem z zasilaniem. Liczyłem na ten pierwszy. Mimo to, napisałem do AviFly i zgłosiłem problem, bo aparatura jednak była nowa.

Kwestia jednak nie dawała mi spokoju i postanowiłem rozłożyć aparaturę. Okazało się, że odpięty był przewód zasilania. Podłączyłem i voila! Aparatura ożyła. Tyle, że tak stało się wyłącznie dlatego, że ktoś nie do końca mądrze zaprojektował ten element aparatury. Jednak pozostałe - rewelacja! A o tym opowiem Wam chętnie już w następnej części recenzji! Do zobaczenia!